piątek, 23 września 2016

Vianek- nawilżająca emulsja myjąca do twarzy z ekstraktem z lipy

Dzień dobry!

Dzisiaj mam dla Was recenzję emulsji firmy Vianek, którą od jakiegoś czasu jestem zachwycona. Niestety firmą, nie emulsją, bo spotkałam naturalny kosmetyk (i to tej właśnie firmy), który totalnie mnie rozczarował. Ale od początku.

Emulsję od Vianka kupiłam ponieważ żaden kosmetyk tej firmy jeszcze mnie nie zawiódł, a nawet zazwyczaj mile zaskakiwał, dlatego myślałam, że ten jeśli nie zaskoczy to chociaż będzie spełniał swoje funkcje. Polubiłam zmywanie twarzy emulsjami i mleczkami, więc postanowiłam wypróbować tą. Przeznaczona jest do cery suchej i wrażliwej i z tym się zgodzę, bo jest bardzo delikatna i z pewnością posiadacze takiej skóry nie odczują negatywnych skutków mycia buzi w postaci swędzenia, pieczenia czy ściągnięcia skóry. Pozostawia skórę nawilżoną i miękką- to też prawda. I tu niestety kończą się zalety tego produktu. Bo co z tego, że skład jest dobry, idealny dla skóry suchej jeśli produkt w ogóle nie zmywa makijażu? Co prawda nigdzie nie jest napisane, że przeznaczony jest do demakijażu, ale jest informacja, że "delikatnie, ale skutecznie usuwa wszelkie zanieczyszczenia(...), zapewniając komfortową czystość i świeżość". Przez usuwanie wszelkich zanieczyszczeń rozumiem również usuwanie makijażu. Zapomnijcie o usunięciu z buzi podkładu, o tuszu do rzęs nie wspomnę. 


Jeśli chodzi o stosowanie to na opakowaniu zalecane jest naniesienie emulsji na wilgotną skórę i zmycie ciepłą wodą. Owszem tusz się rozmaże i będziemy mieli "oczy pandy", ale wydaje mi się, że taki sam efekt osiągniemy myjąc buzię samą wodą. Nie chciałam emulsji od razu skreślać i jak zwykle próbowałam innych sposobów typu zmywanie za pomocą wacika, ale suchym nic nie dało, a namoczonym wodą miałam wrażenie, ze większe działanie zmywające ma woda.



Obecnie używam emulsji rano, kiedy na mojej buzi nie ma makijażu, ale i tak później przecieram skórę płynem micelarnym, bo mam wrażenie, że nawet krem dokładnie się nie zmywa. Zaletą tego kosmetyku może być jeszcze delikatny, przyjemny zapach, konsystencja, dość rzadka, ale łatwo jest rozprowadzić emulsję na buzi i jak na Vianka przystało brak konserwantów, barwników i sztucznych zapachów, ale to mamy zagwarantowane w każdym kosmetyku uważającym się za naturalny.



Wielka szkoda, bo wystarczyłoby coś zmienić w składzie, który sam w sobie jest rewelacyjny, spójrzcie sami poniżej na listę składników, a więcej na temat każdego znajdziecie w zakładce składniki:

INCI: Aqua, Vitis Vinifera Seed Oil, Glycerin, Cetyl Alcohol, Urea, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Tilia Platyphyllos Flower Extract, Panthenol, Triticum Vulgare Germ Oil, Glyceryl Oleate, Stearic Acid, Tocopheryl Acetate, Allantoin, Xanthan Gum, Cyamopsis Tetragonoloba Gum, Benzyl Alcohol, Parfum, Dehydroacetic Acid.

Jeśli macie inną opinię niż ja piszcie koniecznie, bo fajnie byłoby znaleźć na tą emulsję sposób.

Miłego dnia!

Ola

środa, 21 września 2016

Słodki cukrowo-miodowy peeling do ust DIY

Cześć!

Dzisiaj krótko zwięźle i na temat. Wczoraj moje wysuszone usta domagały się jakiegoś nawilżenia, a żeby nastąpiło to szybciej również złuszczania i tak powstał naturalny kosmetyk, który każda z Was może zrobić choćby zaraz. Mogę się założyć, że w każdym domu jest cukier, miód i jakiś olej, a zatem do dzieła. 




Oto składniki i proporcje jakich potrzebujecie:
1 łyżeczka oleju z pestek winogron
1 łyżeczka miodu
2 łyżeczki cukru (ja dałam brązowy, ale może być zwykły, trzcinowy...)




Wszystko trzeba wymieszać, nałożyć na usta, porozcierać i przede wszystkim nie zjeść od razu- najlepiej by było aby kosmetyk pozostał na miejscu około 10 minut. Miód ma bardzo dobre właściwości zmiękczające i wygładzające, więc dobrze by było żeby chwilę na tych ustach został. Olej z pestek winogron natłuszcza i uelastycznia. Cukier jak wiadomo rozpuszcza się, zatem lepiej wybrać ten o grubszych kryształkach. Taki zabieg możemy sobie zrobić przed wielkim wyjściem kiedy chcemy się pomalować czerwoną szminką. Na wygładzonych ustach będzie wyglądała perfekcyjnie. 



Najlepiej zużyć wszystko jak jest świeże, więc jeśli coś nam zostanie z tej mikstury (mi wyszło około 20 ml) i nie zjemy jej całej, spokojnie możemy oprócz peelingu ust zrobić peeling całej buzi! Oczywiście też dobrze by było pozostawić go na skórze na kilka minut, aby substancje zawarte w miodzie i oleju mogły na naszą skórę zadziałać jak na usta. Na pewno efekt Wam się spodoba :)



Wypróbujcie koniecznie i czekajcie na inne pomysły na domowe kosmetyki, które kryją się w każdej kuchni!

Dobrej nocy, buziaki!

Ola

poniedziałek, 19 września 2016

Jak czytać etykiety kosmetyków i co powinno się na nich znaleźć?

Witajcie!

Czy czytając co jest napisane na etykietach kosmetyków macie czasami wrażenie, że są tam informacje, których nie rozumiecie? Ja tak miałam jeszcze niedawno, a nawet teraz zdarza się, że muszę sprawdzić w internecie co tak właściwie oznacza dany symbol. Jest ich dość dużo, dlatego postaram się opisać je w jak największym skrócie, ale tak żeby wszystko było jasne. O oznaczeniach certyfikatów mogliście już przeczytać jakiś czas temu: część 1 i część 2.

Oznaczenia i informacje podzieliłam na takie, które na opakowaniu muszą znaleźć się obowiązkowo i takie, które obowiązkowe nie są.

Do obowiązkowo umieszczonych informacji należą:

-Nazwisko lub nazwa osoby odpowiedzialnej za produkt. Może to być skrót, ale umożliwiający identyfikację. Jeśli podanych jest kilka adresów (czy nazw) to osoba odpowiedzialna musi być wyróżniona.

-Informacja o nominalnej zawartości opakowania. Wyjątkiem są bezpłatne próbki, których zawartość nie przekracza 5g lub 5ml.

-Data ważności. Jeśli kosmetyk jest ważny mniej niż 30 miesięcy musi pojawić się data przydatności do użytku opatrzona słowami "Najlepiej zużyć przed końcem". Jeśli czas ten jest dłuższy niż 30 miesięcy, wtedy nie ma obowiązku podawania daty tylko symbol PAO, który mówi nam przez jak długi czas od otwarcia kosmetyku możemy go bezpiecznie używać. Symbol ten przedstawiam poniżej, a cyfra lub liczba w środku "słoiczka" oznacza ilość miesięcy, podczas których możemy używać kosmetyku. Są produkty, ważne powyżej 30 miesięcy, na których nie trzeba umieszczać takiego symbolu- to produkty jednorazowego użytku, np. niektóre farby do włosów.


-Numer partii. Konieczny do identyfikacji, gdyby coś poszło nie tak w trakcie procesu produkcji.

-Funkcja produktu kosmetycznego. Musimy się dowiedzieć z opakowania, że jest to np. "mleczko do demakijażu skóry suchej".

-Lista składników INCI, a w niej składniki, których jest powyżej 1% muszą być wyszczególnione wg procentowej zawartości malejąco. Składniki poniżej 1% mogą być podane na końcu w kolejności alfabetycznej. Istnieją sytuacje, w których nie jest możliwe umieszczenie pełnej listy składników na opakowaniu gdyż są one zbyt małe. Wtedy obowiązkowo na opakowaniu musi być symbol "ręki na książce", a skład może być dostępny w ulotce, na większym opakowaniu, w które kosmetyk był zapakowany lub do wglądu w miejscu sprzedaży. Symbol ręki na książce poniżej:



-Nanoskładniki. Jeśli kosmetyk zawiera nanomateriały wyraz "nano" musi być podany po nazwie składnika w nawiasie np. Titanium Dioxide (nano)

-Inne szczególne ostrzeżenia, np. "nie stosować podczas ciąży" czy "omijać okolice oczu"

-Produkt łatwopalny:




-Prostokąt z liczbą. Na aerozolach, oznacza pojemność produktu w mililitrach.



Do nieobowiązkowo umieszczonych informacji należą: 

-Nazwa handlowa kosmetyku, w przeciwieństwie do jego funkcji nie jest obowiązkowa.

-Preparat testowany dermatologicznie. Praktyczne każdy produkt przed wprowadzeniem do obrotu jest poddany badaniom, zatem taka informacja na opakowaniu to zazwyczaj chwyt marketingowy.

-Preparat nie testowany na zwierzętach. Nie ma takiego obowiązku, ponieważ jest całkowity zakaz prowadzenia takich testów, dlatego coraz więcej producentów rezygnuje z tego oznakowania. Dla przypomnienia symbol poniżej, może on przybierać różne formy, gdyż nie jest uregulowany prawnie:



-Oznakowania materiałów z których zostało wykonane opakowanie, np.:



-Symbol "zielony punkt". Oznacza on, że producent ma podpisaną umowę z firmą zajmującą się recyklingiem, która ma prawo używania takiego znaku. W praktyce każda firma kosmetyczna ma obowiązek poddawania opakowań recyklingowi lub dokonania opłaty za niewypełnienie tego obowiązku. 



-Znak "Dbaj o czystość". Zachęca do tego aby po zużyciu wrzucić opakowanie do kosza i nie zanieczyszczać środowiska.


-Opis składu pod etykietą. Symbol ten nie zawsze jest taki sam.



-Znak "Ziemi"- w aerozolach oznacza, że w składzie nie zostały użyte freony, które niszczą warstwę ozonową.


-Znak "e" oznacza, że podczas napełniania i pakowania kosmetyku zastosowano wewnętrzny system kontroli jakości.



-Symbol "stokrotki". Oznacza, że kosmetyki z tym znakiem są bezpieczne dla środowiska, a podczas produkcji nie są łamane żadne normy.




Sporo tych wszystkich znaków i informacji, ale warto wiedzieć mniej więcej co oznaczają, ponieważ znając je bardziej świadomie możemy dokonywać kosmetycznych wyborów.

Dobrej nocy!

Ola

piątek, 16 września 2016

Olejek do demakijażu od Resibo, czyli jak zmyć makijaż

Witajcie Kochani!

Odpowiedź na pytanie jak zmyć makijaż jest chyba dosyć prosta, ale jeśli zapytamy jak dokładnie zmyć makijaż i przede wszystkim czym to już nie mamy jednej prostej recepty. Jedno jest pewne zmycie makijażu musi, ale to musi być dokładne! Co z tego jeśli nałożymy żel do mycia twarzy czy mleczko na skórę, zmyjemy wodą, a jeśli później przetrzemy wacikiem, są na nim dalej ślady podkładu? Dobrze jeśli w ogóle to zauważymy, możemy zawsze wtedy domyć skórę płynem micelarnym. Jeśli nie, cała dalsza pielęgnacja skóry, czyli serum, krem, nie ma sensu. Jeśli na skórze są resztki podkładu, żaden krem nie zadziała tak jak powinien.



Zatem co zrobić żeby dobroczynne składniki kremu mogły zadziałać. Korzystając z zasad chemii, że podobne rozpuszcza się w podobnym, tłuste składniki podkładu, pudru, tuszu do rzęs najłatwiej zmyją się poprzez rozpuszczenie ich w oleju. Może to być czysty, pojedynczy olej, albo już gotowy kosmetyk, który dostarczy nam substancji odżywczych z wielu olejów jednocześnie.



Takim kosmetykiem jest olejek do demakijażu firmy Resibo. Zakupiłam go jakiś czas temu skuszona pozytywnymi opiniami nie tylko w internecie, ale także opiniami znajomych. Olejek ma bardzo przyjemny, słodko-cytrusowy zapach, mi kojarzy się ze świątecznym piernikiem. Jest go całkiem sporo bo 150 ml, a cena to 49 zł. Niby nie mało, ale jak na tę jakość to uważam, że nie tak dużo. Zwłaszcza, że skład jest bardzo bogaty, a po użyciu skóra jest miękka jak u niemowlaka. Doskonale rozpuszcza makijaż, a zmywa się go za pomocą dołączonego do olejku mini ręczniczka, który skłania do korzystania z kosmetyku słynną metodą OCM (Oil Cleansing Method), o której nie będę się rozwodzić. 



Sposob użycia to nic innego jak nałożenie olejku na skórę, wmasowanie i zmycie za pomocą dołączonej ściereczki. Możemy tak zmywać również makijaż oczu. Co prawda ja jakoś za tym nie przepadam, nie lubię tłuścić aż tak bardzo okolicy oczu, ponieważ zazwyczaj później mimo zmycia olejku wodą łzawią mi oczy. Zmywam je na początku mleczkiem, albo płynem micelarnym. 



W składzie znajdziemy olej lniany, z pestek winogron, abisyński, z awokado, manuka. Oprócz olejów tylko i wyłącznie witamina E oraz substancje zapachowe. Więcej o każdym z oleju przeczytacie w zakładce składniki, poniżej lista z opakowania.

INCI: Linum Usitatissimum Seed Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Crambe Abyssinica Seed Oil, Persea Gratissima Oil, Tocopherol, Leptospermum Scoparium Branch/Leaf Oil, Parfum, Limonene.



Ogromnym plusem są też opakowania, których nie wyrzuca się jak zwykły kartonik. Aż żal nie znaleźć im zastosowania. Moje opakowanie wygląda tak:



Miłego wieczoru!

Ola

wtorek, 13 września 2016

Masaż twarzy w domowym zaciszu z olejkiem Alterra granat BIO

Dobry wieczór!

Czy wiecie jak w bardzo szybki sposób, przy niewielkim nakładzie pieniędzy można poprawić wygląd skóry tak żeby na drugi dzień wyglądała na młodszą, o jednolitym kolorze i tak jakbyśmy spali trzy godziny dłużej? Już Wam mówię! Możemy wieczorem zrobić sobie masaż twarzy, a rano wyglądać znakomicie. Oczywiście nie chodzi mi o zwykłe wtarcie serum czy kremu, ale o porządny półgodzinny masaż, który złuszczy naskórek, poprawi krążenie i sprawi, że skóra jest bardziej napięta. Podobno Azjatki robią sobie wieczorami taki masaż, który aż boli, a mięśnie na policzkach tak podnoszą do góry, ze prawie wciskają je do oczu. Nie wiem ile w tym prawdy, ale na pewno mają one piękne cery i długo nie wiedzą co to zmarszczki. Tak wiem, kto niby potrafi zrobić sobie sam profesjonalny masaż w domu oprócz kosmetologa? Nie ma co się zniechęcać, jest cała masa filmików na youtube, a jeśli nie będziemy w tym perfekcyjni to nic się nie stanie. Najważniejsze żeby nie tylko głaskać buzię, ale też mocniej przycisnąć mięśnie, rozprostować zmarszczki i użyć do tego odpowiedniego kosmetyku.



Tutaj możliwości jest bardzo wiele. Najlepiej masaż wykonywać na czymś tłustym, jakimś oleju, a jeśli chcemy wypróbować czegoś co w składzie ma kilka olejów bogatych w różne składniki odżywcze to na początek najlepszym wyborem będzie olejek do twarzy z granatem od Alterry. Ta niewielka buteleczka kryje w sobie naprawdę wielką moc i jak większość kosmetyków naturalnych może mieć wiele zastosowań, ale o tym później. Po użyciu skóra jest miękka, gładka, elastyczna napięta. Długotrwałe, czy może prędzej systematyczne stosowanie sprawi, że skóra będzie w lepszej kondycji, nawet wizualnej, bo zobaczcie, że jest bardziej wypoczęta, świeża, rozpromieniona. Jeśli chodzi o zapach to standardowy jak dla wszystkich kosmetyków z "granatowej" linii.



Inne zastosowania o których wspomniałam to po prostu regeneracja skóry, zwłaszcza tej suchej. Osiągniemy to po prostu przez posmarowanie. Jeśli mamy problem z suchymi dłońmi, kropla olejku bardzo szybko się wchłonie. Gdyby opakowanie było większe można byłoby smarować nim całe ciało :) Suche końce włosów polubią się z tym olejkiem i jak najbardziej możemy zrobić na nim demakijaż.



Jeśli chodzi o skład to mamy tutaj do czynienia z olejem sojowym bogatym w fitohormony, które mają działanie odmładzające, olejem z pestek granatu- silnym przeciwutleniaczem i regeneratorem, olejem migdałowym bogatym w witaminy i nienasycone kwasy tłuszczowe oraz słonecznikowym wzmacniającym barierę naskórkową i właściwościach przeciwzapalnych. Oprócz tego witamina E, kompozycja zapachowa pochodząca z naturalnych olejków eterycznych, a także dodekan (INCI Dodecane), który jest roślinną substancją zapachową, dopuszczoną do użytku w kosmetykach, ale sam stężony po spożyciu może wywołać wiele niepożądanych reakcji (PubChem). Pewnie po wypiciu całej butelki tego olejku nic by się nikomu nie stało, ale myślę, że bez tego składnika byłby to nadal świetny produkt o takich samych właściwościach.

Skład poniżej, więcej w zakładce składniki. Cena to 11 zł za 30 ml w Rossmanie bez promocji.

INCI: Glycine Soja Oil*, Punica Granatum Seed Oil*, Prunus Amygdalus Dulcis Oil*, Dodecane, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Parfum**, Linalool**, Limonene**, Geraniol**, Citral**, Citronellol**, Farnesol**.
*z rolnictwa ekologicznego.
**składniki naturalnych olejków eterycznych.



Dzisiaj już nie namawiam do szukania sposobu jak zrobić masaż twarzy, ale macie zadanie na jutrzejszy wieczór, żeby poświęcić chwilę swojej skórze i dać jej odrobinę odpoczynku. Rano na pewno będzie Wam wdzięczna!

Dobrej nocy Kochani!

Ola

niedziela, 11 września 2016

Biolaven płyn micelarny z lawendą i winogronami

Dzień dobry!

Lato dalej nie odpuszcza i pozwala nam na spędzenie jeszcze kilku chwil w wakacyjnym nastroju. Nie wiem jak Was, ale mnie cieszy to ogromnie i obyśmy jak najdłużej mogli cieszyć się urokami słońca.



W międzyczasie zajmę Wam kilka chwil na przeanalizowanie płynu micelarnego od marki Biolaven. Jest to kosmetyk o zapachu takim samym jak reszta z tej linii. Zapakowany w przyjemne dla oka białe i fioletowe kolory z pewnością umili niejednej z Was demakijaż. Doskonale oczyszcza skórę, makijaż zmywa bezbłędnie tak, ze waciki są zupełnie czyste. Co ciekawe całkiem nieźle radzi sobie z moim wodoodpornym tuszem MaxFactora. Trochę się namęczyłam i natarłam oczy, ale kilka wacików później tusz był zmyty, a oczy nie piekły. To samo jest z trwałym pomadkami. Dzięki pantenolowi i oleju z pestek winogron płyn łagodzi i koi podrażnienia, nawilża i regeneruje suchą skórę. Nadaje się do cery wrażliwej. Olejek eteryczny z lawendy (o której możecie przeczytać tutaj) ma właściwości odświeżające i konserwujące, a zatem przedłuża trwałość kosmetyku, pełni w nim rolę konserwantu. Cudowny lawendowy zapach na pewno przywoła myśli o słonecznych wakacjach.



Ostatnio miałam przyjemność używania innego płynu micelarnego od Sylveco, o którym przeczytacie tutaj. Zapytana czy ten jest lepszy od lipowego odpowiedziałam, że właściwie nie ma za bardzo różnicy. Największa jest chyba w zapachu, który o niebo lepszy jest w kosmetyku Biolaven.



Skład, jak najbardziej godny naszych skór, podaję poniżej. Więcej w zakładce składniki.

INCI: Aqua, Coco-glucoside*, Glycerin*, Panthenol, Vitis Vinifera Seed Oil*, Lactic Acid*, Sodium Lactate, Benzyl Alcohol, Lavandula Angustifolia Oil*, Dehydroacetic Acid, Silica, Parfum.
*składnik pochodzenia naturalnego

Cena to około 17zł za 200ml.

Miłego dnia Kochani!

Ola

sobota, 10 września 2016

Sylveco łagodzący krem pod oczy

Witajcie!

Niestety wczoraj zaszwankował internet, ale co się odwlecze to nie uciecze i o kolejnym kosmetyku możecie przeczytać dzisiaj. Zgodnie z zapowiedzią na Instagramie (@ekokosmetologia) chciałabym podzielić się z Wami analizą i recenzją łagodzącego kremu pod oczy od naszej polskiej marki Sylveco. Już na samym początku napiszę, że jest to bezdyskusyjnie świetny produkt i na pewno nie zawiedzie żadnej z Was. Po co więc pisać dalej? A to dlatego, że znalazłam dla niego jeszcze inne zastosowanie, może niezbyt odkrywcze, ale o tym później.



Jak jest napisane na opakowaniu kremik chroni delikatną skórę, zmniejsza cienie, poprawia sprężystość. Przeznaczony jest do codziennej pielęgnacji wrażliwej skóry wokół oczu. Tu od razu napiszę o jego zalecie, nie ma obaw jeśli nałożymy go za dużo lub za blisko oka- nic nie piecze, oczy nie łzawią, nie trzeba biec do łazienki i ponownie myć buzi. Nie wiem czy Wam się kiedykolwiek coś takiego zdarzyło, ale ja miałam takie przypadki często. Może moje oczy są wrażliwe na różne dziwne rzeczy. Chyba dużą rolę odgrywa tutaj konsystencja- krem po prostu nie płynie po nałożeniu na skórę, tylko w tym miejscu gdzie jest elegancko się wchłania. Skóra jest miękka, gładka, spojrzenie wypoczęte, co jest zasługą świetlika łąkowego. Chaber bławatek ma właściwości przeciwzapalne i antybakteryjne oraz pomaga łagodzić wszelkie skórne podrażnienia.



Wspomniałam na początku o innym zastosowaniu. Z racji tego, że jak na krem pod oczy opakowanie jest bardzo duże (30 ml), koszt około 30 zł, a musimy je zużyć w ciągu 6 miesięcy i szkoda wyrzucać to co zostanie, ja używałam tego kremu na całą buzię. Po nałożeniu tego kremu na noc skóra jest nieziemsko miękka i nawilżona. Mówi się, że kremy pod oczy zazwyczaj mają mniej bogate składy od kremów przeznaczonych do reszty skóry, aby nie obciążać zbytnio wrażliwej skóry wokół oczu, ale ten krem ma tak bogate wnętrze, że niejeden kosmetyk mógłby mu pozazdrościć.


Skład jest w pełni naturalny, oprócz składników olejowych i wyciągów roślinnych na działanie kremu ma wpływ też skwalan (INCI Squalane), który jest najczęściej pozyskiwany z oliwek i ma działanie antyoksydacyjne, zapewnia prawidłowe nawilżenie, miękkość, elastyczność skóry i zapobiega odparowywaniu wody. Więcej o wszystkich składnikach przeczytacie tutaj.

INCI: Aqua, Vitis Vinifera Seed Oil, Glycine Soja Oil, Sorbitan Stearate and Sucrose Cocoate, Butyrospermum Parkii Butter, Squalane, Caprylic/Capric Triglyceryde, Glyceryl Stearate, Argania Spinosa Kernel Oil, Stearic Acid, Cetearyl Alcohol, Euphrasia Officinalis Extract, Centaurea Cyanus Flower Extract, Benzyl Alcohol, Tocopheryl Acetate, Betulin, Xanthan Gum, Dehydroacetic Acid, Lupeol, Oleanolic Acid.

Miłego dnia 

Ola

Witajcie Kochani!





Witam Kochani po długiej nieobecności, która była spowodowana przygotowaniami do mojego ślubu.

Niestety ten jeden z najpiękniejszych i najważniejszych dni szybko miną. 

Z ogromną przyjemnością wracam do pisania bloga, wielkie ukłony dla Oli, która mimo tego, że była moją prawą ręką w przygotowaniach, znalazła czas na pisanie i dodawanie postów <3 

Więc czas zakasać rękawy i brać się do roboty :) 

Przyjemnej soboty :)
Kornelia





środa, 7 września 2016

Lniana maska do włosów od Sylveco

Dzień dobry!

Jakoś ostatnio często moje myśli zaprzątnięte są pielęgnacją włosów, a przez to na blogu pojawiają się informacje na ten temat. Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić moją opinią na temat lnianej maski od Sylveco z ekstraktem z nasion lnu i olejem kokosowym do włosów suchych i łamliwych. Moje włosy jakoś specjalnie łamliwe nie są, ale za to są bardzo suche i puszące się, czego bardzo nie lubię i wszelkimi sposobami próbuję z tym walczyć.



Jak już wcześniej wspomniałam głównymi składnikami w masce są ekstrakt z nasion lnu i olej kokosowy. Len zawiera związki śluzowe, których główną zaletą jest to, że powlekają i chronią włosy, ale także nawilżają i wygładzają, przez co o wiele łatwiej rozczesać kosmyki po myciu. Oprócz tego duże ilości oleju (który zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe), protein, cukrów, minerałów. Olej kokosowy nawilża, natłuszcza, regeneruje, zapobiega rozdwajaniu i łamaniu się końcówek, chociaż często spotykałam się z opinią, że ten olej nie nadaje się do każdego rodzaju włosów. Moje nie narzekają, ale jeśli macie inną opinię na ten temat to piszcie. 



Na opakowaniu są podane dwa możliwe sposoby stosowania. Możemy po umyciu nałożyć maskę na około 2 minuty i spłukać lub nałożyć przed myciem, zawinąć ręcznikiem, odczekać około pół godziny i umyć szamponem. Ja osobiście używam tego drugiego sposobu, ponieważ kiedy nakładam maskę na krótki czas po myciu mam wrażenie, że nie ma ona czasu zadziałać. Po takim pół godzinnym siedzeniu z ręcznikiem na głowie włosy są miększe, łatwo się je rozczesuje, sprawiają wrażenie zdrowszych. Niestety maska nie wygładza włosów tak jak bym sobie tego życzyła, moje puszą się tak samo jak i bez maski. 





Plusem tego kosmetyku jest gęsta konsystencja, która zapobiega spływaniu z włosów oraz przyjemny kokosowy zapach. Skład jest w porządku pod względem naturalności (nie ma konserwantów, silikonów, sztucznych zapachów, barwników itd.), ale uważam, że mógłby być bogatszy, chociaż jest to właściwie lniana maska, więc len odgrywa tu pierwsze skrzypce, jednak czegoś mi w niej brakuje. Poniżej pełny skład, a jeśli jakiś składnik szczególnie Was zainteresował to kliknijcie tutaj.

INCI: Aqua, Linum Usitatissimum Seed Extract, Cetyl Alcohol, Cocos Nucifera Oil, Sucrose, Glycerin, Vitis Vinifera Seed Oil, Stearic Acid, Panthenol, Decyl Glucoside, Lactic Acid, Glyceryl Oleate, Cyamopsis Tetragonoloba Gum, Tocopheryl Acetate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Benzoate.



Ogólnie maska nie jest zła, cena też nie jest taka wysoka (około 20-25 zł za 150 ml), dlatego warto ją wypróbować, może akurat Wam przypadnie do gustu. Ja szukam czegoś innego co oprócz nawilżania i ochrony będzie jednocześnie zapobiegało puszeniu się włosów i nie będę wyglądała jakby mnie właśnie złapał deszcz ;)

Miłego popołudnia :)

Ola

wtorek, 6 września 2016

Chwila relaksu czyli odżywcza maseczka peeling firmy Vianek

Witajcie!

Dzisiaj miałam chwilę dla siebie i mogłam sobie spokojnie poczytać książkę. Przy okazji powiem, że świetną, co prawda najpierw oglądałam film, więc wiem jak się skończy, ale uważam, że mimo to warto ją przeczytać. Jeśli ktoś z Was ma ochotę na wyciskacz łez to polecam film i książkę Jojo Moyes "Zanim się pojawiłeś". Mimo wszystko często robię wiele rzeczy naraz, dlatego przed rozpoczęciem czytania nałożyłam sobie odżywczy maseczko-peeling z mielonym lnem od firmy Vianek. Używam go już od jakiegoś czasu, ale przy pisaniu posta chciałam sobie przypomnieć działanie tego kosmetyku.



Jak dla mnie bardzo fajnym rozwiązaniem jest połączenie peelingu i maseczki w jedno. Po pierwsze dlatego, że nie musimy kupować dwóch kosmetyków, mamy większy porządek na półce, oszczędzamy czas, który byśmy musieli poświęcić na zmywanie i nakładanie kolejnej warstwy. To duży plus zwłaszcza dla tych, którzy nie mają na co dzień na nic czasu.




Jeśli chodzi o peeling to składnikiem ścierającym jest mielony len. Jak dla mnie jest on dość grubo zmielony i trochę ostry, dlatego myślę, że bardziej wrażliwe skóry niż moja mogą się z tym peelingiem nie polubić, albo muszą być peelingowane delikatnie, chociaż na opakowaniu jest napisane, że nadaje się do skóry bardzo cienkiej i wrażliwej. Jeśli ktoś ma grubszą skórę i po każdym tarciu nie jest zaczerwieniona to jest to z pewnością must have! Cząsteczki lnu zatopione są w baaardzo bogatej formule, ponieważ w składzie maseczki znajdziemy olej sojowy, olej z pestek moreli, olej rokitnikowy, masło kakaowe, masło shea, masło awokado i miód. Myślę, że do takiego składu nie potrzeba żadnego komentarza! Oprócz tych składników jest jeszcze kilka innych, całkowicie bezpiecznych. Pełny skład poniżej, a szczegółowo możecie przeczytać wszystko w zakładce składniki

INCI: Glycine Soja Oil, Linum Usitatissimum Seed Extract, Glyceryl Stearate, Mel Extract, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Theobroma Cacao Seed Butter, Persea Gratissima Butter, Butyrospermum Parkii Butter, Hippophae Rhamnoides Oil, Tocopheryl Acetate, Benzyl Alcohol, Parfum, Dehydroacetic Acid.



Po wykonaniu peelingu maseczkę pozostawiamy na buzi na około 10 minut, ale możecie tak jak ja dzisiaj posiedzieć przy książce i pozwolić masce działać dłużej. Po zmyciu nie poznacie swojej skóry! Jest gładka, miękka, wręcz aksamitna, nawilżona, bardziej napięta, ma dużo ładniejszy koloryt, wygląda na wypoczętą, rozpromienioną. I wcale nie przesadzam. Warto więc później zaaplikować jakieś serum (skóra jest doskonale przygotowana do wchłonięcia kolejnej porcji dobroczynnych składników) i dopiero na to krem.



Peeling możecie kupić w wielu sklepach internetowych, na pewno na stronie vianek.pl, ale myślę, że jest to tak popularna marka, że większość z Was znajdzie ten produkt w sklepie stacjonarnym w swoim mieście. Cena to 19.99 za 75ml czyli bardzo przystępna.

Życzę przyjemnego relaksu :)

Ola