Dzień dobry!
Jak już kiedyś wspominałam na blogu pojawią się recenzje i analizy składów kosmetyków, które nie nazywają się naturalnymi, a skład mają dobry, lub takie, do których składów można się przyczepić, ale jednak sprawdziły się i świat się nie zawali jeśli ich użyjemy. Jednym z takich kosmetyków jest podkład Urban Decay Naked Skin. Na pewno jest wegański, więc wszystkim miłośniczkom zwierząt przypadnie do gustu. Czy miłośniczkom eko kosmetyków? Tego nie wiem, ale jedno jest pewne podkład jest bardzo dobry, trwały i sprawia, że wszyscy się pytają czy mam na skórze makijaż, bo nie widać, a niemożliwe, żeby skóra tak wyglądała bez podkładu.
Podkład ma rzadką, płynną konsystencję, po pierwszej warstwie nie ma mocnego krycia, ale bez problemu możemy je uzyskać dodając drugą (lub trzecią) warstwę. Po jednej warstwie skóra faktycznie wygląda "naked", ale jak po retuszu w Photoshopie- jest gładka, promienista, z satynowym wykończeniem, nie klejącym, także czasami nie używam na niego pudru. Nie wiem jak w przypadku cer problematycznych, trądzikowych. Z lekkimi zaczerwienieniami sobie radzi, ale jeśli macie więcej do ukrycia pewnie będziecie musiały użyć korektora. Przez to, że jest rzadki trzeba go nakładać dość sporo (bo około 1-1,5 pompki), chociaż już przy niewielkiej ilości zdecydowanie poprawia wygląd skóry. Konsystencja też z drugiej strony jest plusem- podkład jest bardzo lekki, nie widać go na buzi, stapia się ze skórą. Pachnie tak trochę "chemicznie", ale delikatnie, więc na pewno nikomu nie będzie to przeszkadzać. Nie ma tu substancji zapachowych, więc zapach to po prostu wypadkowa składników zawartych w podkładzie, stąd to "chemiczne" skojarzenie. Podkład można nakładać palcami, ale zdecydowanie wolę gąbeczkę Beauty Blender, która mimo rzadkiej konsystencji kosmetyku nie pożera go w dużych ilościach. Kolejnym spostrzeżeniem jest to, że z Beauty Blendera ten podkład spiera się idealnie, nie zostaje na gąbeczce na wieki jak np. Revlon Colorstay, którego zmyć się nie da i prawdopodobnie tak samo nie domywa się ze skóry, tylko tego nie widzimy.
Jeśli chodzi o kolory to tutaj Urban Decay zadbał o to, żeby każdy mógł dobrać sobie odpowiedni kolor, w odpowiedniej tonacji. kolory z końcówką 5, czyli 0.5, 1.5 wpadają w różową tonację, a kolory z końcówką 0, czyli 1.0, 2.0 to złocisto, żółte, ciepłe odcienie. Także jeśli macie bardzo jasną cerę tak jak ja to zwróćcie na to uwagę i nie bierzcie 0.5 w nadziei, że jest jaśniejszy od 1.0, bo są one tak samo jasne tylko mają inną tonację.
Długa lista składników, w dodatku takich, które nie pojawiają się zbyt często sprawiła, że ciężko było przebrnąć przez analizę składu, jednak udało się, czego efekty możecie przeczytać poniżej. Na pierwszym miejscu woda- jest to dość rzadki podkład. Na drugim miejscu Cyclopentasiloxane- związek krzemu, czyli silikon, który wygładza skórę i sprawia, że aplikacja kosmetyku jest bardzo prosta. Ogólnie silikony są bezpieczne dla skóry, nie wywołują podrażnień i alergii, nie mają powinowactwa do skóry i nie wnikają w nią. To dobrze i niedobrze. W podkładzie dobrze, bo chodzi o wygładzenie, a nie wnikanie w skórę, ale jeśli w kremie zobaczymy ten składnik, to można się zacząć zastanawiać. Silikony także ze skóry ciężko zmyć, dlatego tak ważny jest wieczorny dokładny demakijaż, ale jak już wspomniałam wyżej niema z tym problemu. Butylene Glycol- glikol butylenowy wygładza, zmiękcza oraz zapobiega wysychaniu kosmetyku, uznany za bezpieczny w stężeniu do 50%, nierozcieńczony może podrażniać skórę i oczy, jednak nie przynosi żadnych korzyści skórze, może również zapychać pory. Cyclohexasiloxane to również emolient- silikon, tak jak Dimethicone, PEG/PPG-18/18 Dimethicone, Dimethicone/PEG-10/15 Crosspolymer, Dimethicone/Polyglycerin-3 Crosspolymer, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone. Isopropyl Titanium Triisostearate to składnik, który łączy bazę kosmetyku z pigmentami, umożliwia idealnie równomierne rozprowadzenie podkładu, zapobiega spływaniu makijażu i sprawia, że jest on trwały. Stężony może wywoływać podrażnienia skóry. Oprócz tego są jednak przyjemniejsze składniki: ekstrakt z liści zielonej herbaty i liczi, witamina E i C, Tribehenin- czyli naturalny wygładzający wosk, peptydy, kwas hialuronowy, które zapobiegają powstawaniu zmarszczek. Niestety są one w bardzo małych ilościach. Poniżej pełna lista, a więcej w zakładce składniki:
INCI: Aqua (Water/Eau), Cyclopentasiloxane, Butylene Glycol, Silica, Cyclohexasiloxane, Dimethicone, PEG/PPG-18/18 Dimethicone, Sodium Chloride, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Dimethicone/PEG-10/15 Crosspolymer, Isopropyl Titanium Triisostearate, Polysorbate 20, Glycerin, Tribehenin, Disodium Cocoyl Glutamate, Sodium Cocoyl Glutamate, Tocopheryl Acetate, Tetrahexyldecyl Ascorbate, Camellia Oleifera Leaf Extract, Carbomer, Polyglyceryl-4 Isostearate, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Hexyl Laurate, Sodium Hyaluronate, Litchi Chinensis Pericarp Extract, Palmitoyl Tetrapeptide-1, Palmitoyl Tetrapeptide-7, Propylene Glycol, Dipropylene Glycol, Sodium Citrate, Sodium Lactate, Tocopherol, Isopropyl Alcohol.
Wszystkie odcienie mogą zawierać:
CI 77891 (Titanium Dioxide), CI 77491/77492/77499 (Iron Oxides)
Podsumowanie
Plusy:
- Bardzo trwały
- Nie spływa
- Nie zmienia koloru!!! uważam, że to wielka zaleta, ponieważ niektóre drogie podkłady posiadają taki feler
- Nie widać go na skórze przy dłuższym użytkowaniu
- Nie wysusza skóry
- Idealny dla miłośniczek makijażu "no makeup"
- Nie zapycha porów
Minusy:
- Konsystencja mogłaby być ciut gęstsza, żeby podkład był wydajniejszy
Plus/minus:
- Cena- dużo i niedużo, w Sephorze kosztuje 165 zł (polujcie na -20%), jak narazie najlepszy lekki podkład jaki miałam, lekkością porównywalny z Lancome Teint Miracle (179zł w Sephorze), ale o niebo lepszy
- Skład- niby nie ma w nim nic szczególnego, większość to silikony, ale na skórze wygląda świetnie, nie zapycha porów i spiera się z Beauty Blendera, co daje mi nadzieje na to, że nie pozostaje na mojej skórze dopóki nie złuszczy mi się naskórek.
Ze względu na skład nie będę Was namawiać lub odradzać tego podkładu. Ja jestem z niego bardzo zadowolona i uważam, że jeśli coś jest dobre i fajnie się nam tego używa to nie dajmy się zwariować. Ja jestem z niego mega zadowolona i to jest najlepszy podkład jaki do tej pory miałam.
Miłego dnia :)
Ola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz