czwartek, 30 marca 2017

Niezastąpione szampony Alterra

Witajcie!

Nie wiem czemu do tej pory nie napisałam dla Was recenzji szamponów Alterry. Już prawie wszystkie produkty (oczywiście dostępne u nas) tej firmy gościły na blogu i te lepsze, i te gorsze, a świetne szampony jakoś mi umknęły. Być może dlatego, że ostatnio używałam innych szamponów i chyba zapomniałam jak dobra była Alterra. Po długiej przerwie wczoraj mam włosy kofeinową Alterrą i na nowo się w niej zakochałam. Dotarło do mnie, że chyba do tej pory nie znalazłam lepszego szamponu. Oczywiście nie znaczy to, że już nie będę szukać, bo chyba nie byłabym sobą, ale naprawdę doceniłam to, że w razie czego zawsze mogę wrócić do szamponu idealnego.



Na początku zaznaczę, że wszystkie szampony Alterry są dobre. Wszystkie są bardzo wydajne (do drugiego mycia wystarczy dosłownie odrobinka), dobrze się pienią i myją włosy, które później nie przetłuszczają się szybko. Każdy z nich pięknie pachnie, nie zawiera sztucznych barwników, substancji zapachowych, konserwantów, silikonów, parafiny oraz SLS, jest odpowiedni dla wegan. Szampony Alterra nie mają certyfikatu NaTrue, jednak myślę, że firmie nie opłacało się tego robić, co nie oznacza, że nie spełniają wytycznych tej organizacji certyfikującej. Są między nimi niewielkie różnice, ale mimo to najbardziej upodobałam sobie ten kofeinowy, dlatego, że moje włosy są po nim najbardziej błyszczące i puszyste (ale nie puszce się). Jeśli się bardzo spieszę mogę po tym szamponie nie używać odżywki czy maski i bez problemu je rozczeszę, a na głowie nie będzie siana.




Nie będę analizować wszystkich składów, bo są bardzo podobne- różnią się tylko składnikami aktywnymi w zależności od tego do jakich włosów są przeznaczone:


  • Biotyna & Kofeina- do włosów do włosów osłabionych, przerzedzających się 
  • Kwiat Lotosu & Oliwka BIO- chroni kolor włosów
  • Jojoba i Migdały Bio- delikatny szampon, do wrażliwej skóry głowy
  • Morela Bio i Pszenica Bio- szampon nadający połysk
  • Bio Papaja i Bio Bambus- szampon dodający objętości
  • Bio-owoc Granatu i Bio Aloes- szampon nawilżający do włosów suchych i zniszczonych
  • Zioła BIO- szampon przeciwłupieżowy
Z powyższej listy nie próbowałam tego do włosów farbowanych i przeciwłupieżowego.

Skład szamponu z kofeiną:

INCI: Aqua, Sodium Coco-Sulfate, Lauryl Glucoside, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Lauryol Sarcosine, Caffeine, Xanthan Gum, Hydoxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Glucose Glutamate, Alcohol*, Coffea Arabica Seed Extract*, Panthenyl Ethyl Ether, Panthenol, Paullinia Cupana Seed Extract*, Biotin, Parfum**, Limonene**, Linalool**, Benzyl Salicylate**, Citral**.
*składniki z certyfikowanych upraw ekologicznych.
**pochodzące z naturalnych olejków eterycznych.



Cena bez promocji to 9,99 zł, ale w różnych promocjach możemy upolować już za 6,99 zł.

Lubicie te szampony, czy macie może jakieś inne ulubione?

Ola

środa, 29 marca 2017

Plastikowe pudełka Sistema

Witajcie!

Dzisiaj mam dla Was coś innego niż zwykle, bo nie będzie o kosmetykach, tylko o plastikowych pudełkach do żywności. Jakiś czas temu szukałam pudełka na obiad, czyli popularnie teraz zwanego lunch boxa, ale takiego z przegródkami, żeby można było wziąć obiad do pracy i żeby mięso z sosem nie pomieszało się z kaszą i surówką zanim wyjdę z domu oraz żeby można było je myć w zmywarce czy zagrzać w mikrofalówce bez przekładania na talerzyki. Trochę wymagań jest i znalazłam takie w sklepie a Tab. Co prawda lunch box przerósł trochę moje oczekiwania, bo nie wymagałam noża i widelca, ale jak przy okazji są, to nie zaszkodzi.




Pudełko firmy Sistema o pojemności 1,63 l jest dosyć spore i spokojnie swój obiad zmieszczą w nim nawet największe głodomory. Składa się ono z komory głównej i takiej "półeczki", którą nakładamy na główne pudełko. Jest ona podzielona na 4 przegródki, a do każdej możemy włożyć coś innego, a na środku jest jeszcze okrągłe miejsce, w którym znajduje się kolejne okrągłe małe pudełeczko, do którego możemy np. nalać jakiś sos do sałatki, żeby przygotować ją na świeżo. Pod "półeczką" są dwa uchwyty, do których przymocowuje się sztućce załączone do zestawu. Przydatne, aczkolwiek ciężko nimi jeść bo widelec ma dość grube ząbki, a nóż nie jest ostry, ale z braku laku mogą być. Nie polecam również trzymania ich na miejscu kiedy w pudełku jest jedzenie, bo pewne prawie jak w banku jest to, że się zabrudzą. Pokrywka zamyka się na klipsy, które raczej nie powinny się popsuć podczas częstego używania- można je również odczepić jeśli chcemy dokładnie umyć wszystkie zakamarki.






Pudełko zrobione jest z plastiku oznaczonego symbolem "5", który można grzać w mikrofalówce, myć w zmywarce, mrozić i jest to najbezpieczniejszy plastik, jeśli chodzi o plastiki mające kontakt z żywnością. Dla przykładu większość butelek, w których kupujemy wodę ma oznaczenie "1", czyli plastik, którego nie należy ponownie używać. Nawet ponowne nalanie wody nie jest wskazane, a uwierzcie, że niektóre pojemniki niby do przechowywania żywności mogą być z właśnie takiego zrobione, ale o tym kiedy indziej. Ten, z którego zrobione jest pudełko nie zawiera szkodliwych substancji takich jak ftalany, które są plastyfikatorami- nadają elastyczność plastikowi i mają zdolność kumulacji w organizmach. Jedne źródła podają, że nie są szkodliwe, inne natomiast, że mogą powodować szereg dolegliwości i chorób takich jak alergia, astma i bezpłodność, dlatego wolę ich unikać. W plastiku tym nie znajdziemy również BPA, czyli Bisfenolu A, o którym głównie jest mowa w filmie, który parę dni temu polecałam Wam obejrzeć (The human Experiment). Powoduje on również wiele chorób, szczególnie różnego rodzaju nowotwory, ale także bezpłodność czy autyzm u dzieci. Niestety do końca nie jesteśmy w stanie go wyeliminować, ponieważ praktycznie wszystko co nas otacza zawiera Bisfenol A, ale zwracając uwagę możemy go w znaczny sposób ograniczyć.





Sklepy a Tab znajdziecie w wielu centrach handlowych w całej Polsce (lista tutaj), niestety pudełek nie ma w ich w sklepie internetowym. Znalazłam jednak inny sklep internetowy, w którym możecie kupić takie lub całą masę innych lunch boxów, pojemników na napoje, zupy, kanapki... do wyboru do koloru. Nie kupowałam nic w sklepie Twój Lunch Box, ale jest sklepem wyszczególnionym na stronie nowozelandzkiej firmy Sistema. Co prawda tam również nie znalazłam tej wersji o pojemności 1,63 l, jest natomiast wersja 1,1 l, którą kupiłam mamie i też jest całkiem spora. Cena 39 zł (mniejsze 35 zł) być może nie jest mała, ale wolę zapłacić trochę więcej i mieć pewność, że pojemnik mogę spokojnie grzać w mikrofalówce i nie przeniknie mi on do jedzenia. Ceny z a Tab, na stronie Twój Lunch Box 39 zł kosztuje mniejsze pudełko, większego jednak obecnie również nie ma. 



Jedyny minus to naklejki, z których kleju nie mogę zmyć do dzisiaj. Producent nakleił taką naklejkę, która zeszła bez pozostawienia grama kleju, niestety naklejki a Tab- kod kreskowy, cena i coś tam jeszcze oderwały się tak, że cały klej został na pudełku i za żadne skarby nie chce z niego zejść, co widać na zdjęciach.

A Wy zwracacie uwagę na opakowania żywności?

Miłego wieczoru,

Ola


poniedziałek, 27 marca 2017

Montibello Smart Touch 12w1

Witajcie!

Nareszcie jakaś lepsza pogoda na dworze i na pewno każdy z Was tak jak ja ma więcej chęci do działania. Od jakiegoś czasu używam odżywki bez spłukiwania Montibello Smart Touch 12w1, chcę się dzisiaj z Wami podzielić moją opinią i analizą składu, z którą walczę od wczoraj. Nigdy nie byłam zwolenniczką kosmetyków typu x w 1, bo jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego, ale w tym przypadku faktycznie wszystko działa, oprócz ochrony koloru, bo tego nie jestem w stanie sprawdzić, ponieważ nie farbuję włosów. Walka ze składem skończyła się z jednej strony pozytywnie dla mnie (bo dałam radę przejść przez tą długą listę), ale niestety z troszkę rozczarowującym rezultatem, o czym przeczytacie później.



Smart Touch nie jest kosmetykiem naturalnym, ale to produkt wielozadaniowy, kuracja dla włosów, która ma działać na istniejące już dolegliwości włosa oraz zapobiegać powstawaniu nowych uszkodzeń. Ma konsystencję gęstego, białego kremu, ale jest w sprayu co bardzo ułatwia aplikację na całych włosach. Cudowny, długo utrzymujący się zapach na pewno skusi wiele włosomaniaczek. Nic dziwnego skoro w środku jest ogrom substancji zapachowych. Odżywka faktycznie sprawia, że włosy są gładkie, nawilżone, odżywione, błyszczące, nie puszą się, rozdwojone końcówki są sklejone, odbudowane, zdrowsze i odporniejsze, chroni włosy przed suszarką i prostownicą. Ja zauważyłam, ze moje włosy lubią się z tym produktem, co szczególnie widać zaraz po suszeniu. Składnikami aktywnymi są tutaj proteiny roślinne, które działają na różnych poziomach od wewnątrz i zewnątrz. I faktycznie radzi sobie z tym doskonale. Nie wiem na ile to zasługa tych protein, a ile silikonów i wygładzaczy, ale włosy są w dobrej kondycji.




Cena produktu to 49 zł za 150 ml, ale jest bardzo wydajny co uważam za dużą zaletę. Rozpylamy 4-8 dawek na włosy, ale ja uważam, że 8 to za dużo nawet na bardzo długie włosy (do pasa). Ja używam zazwyczaj 6 psiknięć.

Skład jak już napisałam wcześniej, nie naturalny, mógłby być nieco inny i na pewno nie kosztem jakości. Cetearyl Alcohol- dobry zmiękczacz i wygładzacz. Behentrimonium Chloride- wygładza włosy, ale jest toksyczny. Znalazłam również informację, że uzależnia od siebie włosy- po zaprzestaniu używania kosmetyku z tym składnikiem włosy stają się matowe i bez puszystości- możecie to przeczytać tutaj, a ja sprawdzę czy tak faktycznie jest. Silikony: Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane. Kompozycja zapachowa: Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Citral, Citronellol, Coumarin, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Phenethyl Benzoate.
Butyl Methoxydibenzoylmethane, Ethylhexyl Methoxycinnamate- filtry UV dopuszczone do użytku w ograniczonym stężeniu. Konserwanty: Diazolidinyl Urea, DMDM Hydantoin - dopuszczone w ograniczonym stężeniu, Iodopropynyl Butylcarbamate również dopuszczony w ograniczonym stężeniu, ale do tego nie wolno go używać w niektórych produktach, między innymi w produktach dla dzieci, kosmetykach do warg i higieny jamy ustnej oraz balsamach do ciała. Isopropyl Alcohol to konserwant, który może wysuszać skórę. Phenoxyethanol- po wdychaniu może wywoływać kaszel i duszności, a kosmetyk jest w sprayu. Mi się nic takiego nie działo, z pewnością stężenie jest tu za małe, ale ktoś bardziej wrażliwy może mieć jakieś problemy. Kolejnym konserwantem jest Potassium Sorbate, a na szarym końcu Sodium Benzoate- konserwant, który jest dopuszczony do użytku przez wiele organizacji certyfikujących, co jednak nie ratuje tego składu. Oprócz tego Hydrolyzed Vegetable Protein PG-Propyl Silanetriol- odżywia i nawilża włosy, Hydrolized Wheat Protein- proteiny pszenicy. Jak sami widzicie roi się od konserwantów. Poniżej lista, a więcej w zakładce składniki:

INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cyclopentasiloxane, Parfum, Glycerin, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Butylene Glycol, Citral, Citronellol, Coumarin, Cyclohexasiloxane, Diazolidinyl Urea, Disodium EDTA, DMDM Hydantoin, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Hydrolyzed Vegetable Protein PG-Propyl Silanetriol, Hydrolized Wheat Protein, Iodopropynyl Butylcarbamate, Isopropyl Alcohol, Limonene, Linalool, Phenethyl Benzoate, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Propylene Glycol, Quaternium-80, Sodium Benzoate.



Montibello Smart Touch to jeden z tych kosmetyków, które są bardzo dobre, ale skład nie do końca mi odpowiada. Mimo tego, że producent mówi o zaawansowanej technologii, uważam, że właśnie w dobie dzisiejszej technologii można się postarać o skład bezpieczniejszy, taki żeby nie wzbudzał wątpliwości i kontrowersji- szczególnie chodzi mi o konserwanty. Mam nadzieję, że coś się w tym produkcie kiedyś poprawi jeśli chodzi o to, bo działa naprawdę rewelacyjnie.

Miłego dnia,

Ola

sobota, 25 marca 2017

Ministerstwo Dobrego Mydła i olej z pestek śliwki

Witajcie!!!

Dzisiaj mam dla Was recenzję oleju z pestek śliwki od Ministerstwa Dobrego Mydła. Na początek trochę o samej firmie, bo warto również o niej wspomnieć. Ministerstwo tworzą dwie siostry, które mają głowy pełne świetnych pomysłów, wiedzą czego chcą, dążą do zamierzonego celu, nie boją się ciężkiej pracy i to co robią wychodzi im świetnie. Tworzą małą manufakturę, która w swojej ofercie ma już nie tylko mydełka, ale również olejki czy kosmetyki do ciała. Nie jest tego dużo, ale o to właśnie im chodzi- produkty o świetnej jakości, które ludzie pokochają tak jak one. W tym przypadku mniej znaczy więcej. Do tego mają ogromne poczucie humoru, bo czytając opisy produktów uśmiech od ucha do ucha mamy gwarantowany. Nie zdradzam więcej szczegółów- sami musicie to przeczytać :)



Olej z pestek śliwki (Prunus Domestica Seed Oil)to bardzo przyjemny kosmetyk, o słomkowej barwie. Pierwsze na co zwrócicie uwagę po odkręceniu to migdałowo-marcepanowy zapach, który jest słodki i intensywny, ale po chwili jest już delikatniejszy. Nie lubię jeść marcepanu, ale zapach mi absolutnie nie przeszkadza. Jest dość tłusty, ale jeśli użyjemy go w umiarkowanych ilościach to wchłania się bardzo szybko. Opakowanie to szklana, ciemna (co ważne, bo chroni przed światłem) buteleczka z pipetą (na stronie znajdziecie jeszcze zdjęcie z atomizerem, ale jest wyjaśnienie, że nie ma nowego zdjęcia z pipetą, bo dziewczyny oczekują na śliwki). Nierafinowany, zimnotłoczony olej nadaje się do pielęgnacji skóry, włosów i paznokci, zwłaszcza jeśli borykamy się z ich suchością. Bardzo łatwo wnika w naskórek, dlatego jest pewność, że zadziała.




Zawartość kwasów tłuszczowych, witaminy E i przeciwutleniaczy sprawiają, że olej ten świetnie nadaje się do skóry wrażliwej, podrażnionej, ponieważ łagodzi stany zapalne i wszelkie zaczerwienienia oraz chroni przed czynnikami zewnętrznymi, ale również doskonale działa przeciwstarzeniowo. Silnie nawilża, zmiękcza, przyspiesza proces gojenia się skóry, wzmacnia barierę ochronną. Jak już wspomniałam szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu, dlatego nadaje się do skóry trądzikowej, której stany zapalne często zaostrzają się jeżeli za mocno skórę przesuszymy. Ja tradycyjnie olejek ten uwielbiam używać do masażu twarzy, najlepiej po demakijażu i po peelingu, jeszcze na wilgotną skórę. Buzia jest miękka, gładka, przyjemna w dotyku, a zapach dodatkowo uprzyjemnia nam zabieg. Na włosy działa regenerująco, zmiękczająco i wygładzająco, można go użyć przed myciem nawet w dużej ilości i nie ma obaw, że go nie domyjemy i będziemy mieli po myciu tłuste włosy. Czasami malutką kropelkę wcieram po myciu w końcówki włosów. Można go stosować zamiast kremu do rąk, i nie ma obaw, że zaraz klawiatura komputera, telefon i wszystkie rzeczy dookoła będą tłuste. Idealnie wzbogaci każdy krem, czy balsam, nadaje się również do tworzenia własnoręcznie robionych kosmetyków, ponieważ jest trwały i stabilny. 



Koniecznie przeczytajcie o olejku to co dziewczyny napisały na stronie Ministerstwa, o innych produktach również. Na pewno będziecie mieli ochotę coś wypróbować. Ja się przymierzam do mydeł, bo próbki które dostałam są rewelacyjne, a także do oleju z opuncji figowej.

Buziaki :*

Ola


środa, 22 marca 2017

The Human Experiment

Witajcie kochani!

Dzisiaj krótko, bo chciałabym polecić Wam do obejrzenia film The Human Experiment, który mówi nam o niewygodnej prawdzie, którą ukrywają przed nami wielkie koncerny produkujące dosłownie wszystko. Jak się okazuje szkodliwe chemikalia znajdują się nie tylko w żywności, kosmetykach oraz detergentach. To również meble, plastiki, akcesoria elektroniczne, ubrania, leki... i wszystko co może nam przyjść do głowy.



Film zrobiony został w 2013 roku, a jego reżyserami są Dana Nachman i Don Hardy Jr. Polecam go wszystkim, którzy choć trochę zainteresowani są zdrowiem swoim i przyszłych pokoleń oraz tym skąd biorą się różnego rodzaju choroby, mimo prowadzenia zdrowego, jak by się wydawało trybu życia. Obejrzeć możecie na platformie Netflix, a jeśli nie macie Netflixa to poszukajcie w internecie bo pewnie gdzieś go można znaleźć.

Buziaki

Ola

wtorek, 21 marca 2017

Artego Dream Mask

Witajcie!

Dzisiaj kolejny kosmetyk z serii nienaturalny, ale dobry. Dream Mask firmy Artego to jedyna maska jaką używałam, która w tak krótkim czasie potrafi zdziałać takie cuda. Nazwa idealnie odzwierciedla jej działanie, a hasło na opakowaniu "Let your dreams be reality" naprawdę nie jest przekłamane.



Dream Mask to kremowa maska o cudownym zapachu, którego nie jesteśmy w stanie pomylić z niczym innym. Jest bardzo gęsta, a przez to wydajna. Już niewielka ilość (taka jedna szpatułka, którą poniżej zobaczycie na zdjęciu) wystarcza na bardzo długie włosy. Dzięki temu, że jest gęsta nie spływa, przez co możemy pozostawić ją na włosach dłużej. Producent zaleca pozostawienie maski na 5-10 minut, ale nawet jeśli od razu ją spłuczemy zauważymy różnicę. Włosy będą idealnie się rozczesywały, będą miękkie, gładkie, lśniące, nie będą się puszyć, ale im dłużej zostawimy ją na włosach tym lepsze działanie, dlatego warto poświęcić jej trochę czasu i pozwolić działać, bo to co robi z włosami jest po prostu genialne. Ja zazwyczaj stosuję ją raz w tygodniu, nakładam na całe włosy po umyciu, zawijam ręcznikiem i po około pół godziny zmywam. Nie ma się co rozpisywać nad działaniem, bo to musicie sprawdzić sami.



Skład to praktycznie same emolienty i wygładzacze syntetyczne. Mają one za zadanie wytworzyć ochronny film na włosach, zapobiegać uszkodzeniom mechanicznym, chemicznym i termicznym (czesanie, farbowanie, suszenie i prostowanie- wszystkie te czynności bardzo niszczą włosy, a jeśli często je wykonujemy naszym włosom potrzeba naprawdę mocnej i skutecznej ochrony, której niekiedy nie uzyskamy kosmetykami naturalnymi). Do tego silikony zawarte w masce mają przedłużać trwałość koloru włosów i uzupełniać ubytki. Behentrimonium Chloride na czwartym miejscu trochę zastanawia- ułatwia rozczesywanie, zapobiega puszeniu się i elektryzowaniu, ale może powodować podrażnienia skóry i oczu. Jest również olej z awokado, olej jojoba, jedwab. Oprócz tego trochę konserwantów (w tym DMDM Hydantoin, z którego może uwalniać się formaldehyd), barwników i substancji zapachowych. Poniżej pełna lista składników, więcej w zakładce składniki:

INCI: Aqua, Myristyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Bis-Hydroxyethopropyl, Dimethicone, Persea Gratissima Oil, Simmondsia Chinensis, Seed Oil, Parfum, Bis-Isobutyl PEG/PPG-20/35/Amodimethicone Copolymer, Cetyl Ethylhexanoate, Acrylamidopropyltrimonium Chloride/Acrylate Copolymer, Polysorbate 80, Tetrasodium EDTA, Hydrolyzed Silk, Hydrolyzed Sericin, DMDM Hydantoin, Butylene Glycol, Phosphoric Acid, Benzyl Benzoate, Hexyl Cinnamal, Eugenol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, CI 14720, CI 16255, CI 19140, CI 28440, CI 73015, Methylisothiazolinone.




Po długim użytkowaniu (około roku) nie zauważyłam żadnych negatywnych skutków działania na włosy. Jako, że jest to jedna z niewielu masek, która tak doskonale potrafi poradzić sobie z moimi puszącymi się włosami zaliczam ją do kosmetyków, które mają genialne działanie, ale skład mógłby być trochę lepszy. Tylko pytanie czy jest zły skoro maska działa rewelacyjnie i na dłuższą metę nie szkodzi włosom? To już kwestia do samodzielnego wyboru.

Cena maski to 65,60 zł/500 ml w sklepie Fale Loki Koki. Jest jeszcze wersja 150 ml za 38,90 zł.

Let your dreams be reality!

Ola


niedziela, 19 marca 2017

Mydełka w kostce firmy Alterra

Witajcie Kochani!

Dzisiaj mam dla Was mydełka w kostce od Alterry. Używałam już wszystkich wersji zapachowych, zatem mogę się z Wami podzielić moją opinią na ich temat. Występują w sześciu wersjach zapachowych: róży, oliwki, werbeny i imbiru, lawendy, granatu i pomarańczy. Wszystkie zawierają oleje roślinne, nie zawierają sztucznych substancji konserwujących, zapachowych. To produkty wegańskie, ale nie posiadają certyfikatu Ecocert, jak większość kosmetyków Alterry. Może producent wyszedł z założenia, że nie opłaca się certyfikować mydła, które kosztuje 1,99 zł. Jest w tym jakiś sens. 




Każde mydełko pachnie przepięknie jednak mi najbardziej do gustu przypadły zapachy lawendy i granatu. Dobrze się pienią, dokładnie myją skórę, nie wysuszają jej. Skład każdego z nich różni się bardzo niewiele, a na początku składu zawsze są: Sodium Palmate- sól sodowa kwasu palmowego, dobrze myje, słabo się pieni, ale jest bezpieczna, Sodium Cocoate- kokosan sodu, bezpieczna substancja myjąca, Aqua, Glycerin, Parfum, a różnice w dodatkach zależą od rodzaju mydła: różane zawiera ekstrakt z róży, a oliwkowe oliwę z oliwek, dlatego jeśli jedno przypadnie nam do gustu inne prawdopodobnie też o ile spodoba nam się zapach i kolor. Moim zdaniem są to dobre mydła do mycia rąk. Jeśli ktoś myje mydłem również twarz to takie będzie na pewno lepsze niż tradycyjne, ale generalnie buzię wolę traktować czymś delikatniejszym. Rzadko używam mydeł w kostce i bardzo bym się cieszyła gdyby Alterra wyprodukowała takie mydełka, ale w wersji płynnej.




Poniżej składy każdego z mydełek, a o każdym składniku przeczytacie tutaj:

Róża:
INCI: Sodium Palmate, Sodium Cocoate, Aqua, Glycerin, Parfum, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Rosa Gallica Flower Extract, Alcohol, Sodium Chloride, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Citronellol, Geraniol, CI 77491, CI 77891.

Oliwka:
INCI: Sodium Palmate, Sodium Cocoate, Aqua, Glycerin, Parfum, Olea Europaea Fruit Oil, Sodium Chloride, Tetrasodium Glutamate Diacerare, CI 77289, CI 77492, CI 77891.

Werbena i Imbir:
INCI: Sodium Palmate, Sodium Cocoate, Aqua, Glycerin, Parfum, Lippia Citrodora Leaf Extract, Zingiber Officinale Root Extract, Alcohol, Sodium Chloride, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Citral, Geraniol, CI 77289, CI 77492, CI 77891.

Lawenda:
INCI: Sodium Palmate, Sodium Cocoate, Aqua, Glycerin, Parfum, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Lavandula Hybrida Grosso Herb Oil, Sodium Chloride, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Linalool, Limonene, CI 77007, CI 77891.

Granat:
INCI: Sodium Palmate, Sodium Cocoate, Aqua, Glycerin, Parfum, Punica Granatum Fruit Extract, Alcohol, Sodium Chloride, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Limonene, CI 77491, CI 77891.

Pomarańcza:
INCI: Sodium Palmate, Sodium Cocoate, Aqua, Glycerin, Parfum, Citrus Aurantium Dulcis Peel Oil, Citrus Aurantium Dulcis Fruit Extract, Sodium Chloride, Tetrasodium Glutamate Diacerare, Limonene, Linalool, Geraniol, CI 77491, CI 77492, CI 77891.

Używacie w ogóle takich mydeł, czy wolicie płynne?

Miłego popołudnia!

Ola

piątek, 17 marca 2017

Masło Shea od Indigo Nails Lab

Witajcie!

Dzisiaj mam dla was recenzję masła shea firmy Indigo. Jest to produkt, który mam od niedawna, ale od samego początku się z nim polubiłam, ponieważ cenię sobie w kosmetykach jakość, skład i wielozadaniowość, a posiada on wszystkie te trzy cechy.



Pierwsze wrażenie na pewno należy do zapachu. Jest to masło perfumowane zapachami Indigo i pierwsze na co zwracamy uwagę po odkręceniu wieczka to nieziemski zapach. Indigolicious jest w pierwszym momencie bardzo słodki, później delikatniejszy, ale cały czas bardzo przyjemny i jak chyba wszystkie zapachy Indigo długo utrzymuje się na skórze, nawet po myciu rąk jest wyczuwalny. Masło jak to masło ma konsystencję stałą w chłodniejszej temperaturze, ale przy temperaturze 25-27 stopni zaczyna się w słoiczku lekkie topnienie. Oczywiście w kontakcie ze skórą topi się błyskawicznie i doskonale rozsmarowuje. Jest tłuste, to raczej oczywiste ze względu na skład, trochę czasu się wchłania i tworzy tłustą warstwę, ale pozostawia skórę gładką, nawilżoną, miękką i przyjemną w dotyku. Ja od jakiegoś czasu smaruje sobie tym masłem łokcie i ręce bo niestety zima im bardzo dokuczyła, ale wracają już do normalnego stanu.





Jak już wspomniałam wcześniej masło shea to kosmetyk wielozadaniowy. Oprócz nakładania na skórę  (nie tylko rąk, bo można smarować nim całe ciało, a nawet twarz) możemy aplikować kosmetyk również na włosy i paznokcie. Na włosy świetnie nadaje się jako regeneracja przed myciem- zapachowe doznania nieporównywalne z żadnym innym produktem. Również doskonale nadaje się do odżywczego manicure, który ma za zadanie wzmocnić paznokcie i sprawić, że będą zdrowsze i bardziej błyszczące. Autorką manicure shea jest instruktorka Indigo Katarzyna Zbroińska, której filmik instruktażowy możecie obejrzeć na kanale Indigo na YouTube:



Jeśli chodzi o używanie masełka do ust, to owszem składniki tłuszczowe na pewno regenerują skórę dość szybko, ale mi osobiście przeszkadza na ustach zapach, który po chwili od nałożenia czuję w buzi.



Jeśli chodzi o skład to bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. nie jest to czyste masło shea, bo znajdziemy tu również olej kokosowy olej migdałowy i arganowy, co uważam za plus bo samo masło shea jest bardzo twarde i czasami ciężko je nakładać. Kompozycja składników tłuszczowych regeneruje naskórek, działa przeciwzmarszczkowo, przeciwzapalnie i łagodząco. Samo masło shea ma w sobie naturalny filtr UV SPF 4, zatem jest to zawsze ochrona przed słońcem, witaminy A i E, kwasy tłuszczowe odnawiające płaszcz lipidowy naskórka, chroniąc go przed czynnikami zewnętrznymi takimi jak wiatr czy mróz. Oprócz tego kompozycja zapachowa. Tu kwestia wyboru. Indigo nie reklamuje się, że jest to kosmetyk eko, naturalny czy wegański, więc jeśli komuś nie odpowiada, że w kosmetyku są substancje zapachowe nie musi go używać. Jednak dodam, że zapachy, które są w masełku występują również w kosmetykach takich firm jak Alterra czy Sylveco. Dla mnie w tym przypadku nie ma to znaczenia, nie mam alergii, a zapach jest nieziemski, więc używanie to sama przyjemność. Poniżej pełny skład, a więcej w zakładce składniki:

INCI: Butyrospermum Parkii (Shea) Fruit Butter, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Prunys Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Parfum, Argania Spinosa Kernel Oil, Tocopheryl Acetate, Isomethylionone, Benzyl Salicylate, Benzyl Alcohol, Citronellol, Coumarin, Citral, Hexyl Cinnamal, Citronellal, Geraniol, Eugenol, CI 47003


Jak dla mnie super produkt i nie mogę się doczekać aż wypróbuję inne zapachy :)

Miłego dnia!

Ola

środa, 15 marca 2017

Wzmacniający płyn micelarny tonik 2w1 od Vianka

Witajcie!

Dzisiaj mam dla Was krótką analizę wzmacniającego płynu micelarnego z fioletowej serii Vianka do cery naczynkowej. Ja takiej nie posiadam, jakieś drobne naczynka może się gdzieś znajdą, ale wzmacnianie na pewno nigdy nie zaszkodzi żadnej cerze.



Jest to mój pierwszy produkt z fioletowej linii, który miałam okazję przetestować. Przepięknie pachnie, dobrze domywa makijaż, po kilku pierwszych użyciach skóra lekko szczypała, bałam się o oczy ale spokojnie, nic się z nimi nie dzieje. Zmywa tusz, z pomadką Wibo trochę się męczy, ale daje radę. Skóra po nim jest gładka, miękka, nie ma uczucia ściągnięcia, dobrze nawilżona, oczyszczona i przygotowana do dalszych działań.



Skład bardzo dobry i ciekawy, bo składnikiem aktywnym jest modny ostatnio czarny bez. Modny, ale słusznie bo zawiera witaminę C i rutynę, które wzmacniają naczynia włosowate, działa również antyoksydacyjnie i przeciwstarzeniowo. Kolejnym składnikiem wartym uwagi jest kwas migdałowy, który obniża pH kosmetyku i tym samym pH skóry po użyciu. Dzięki temu płyn micelarny staje się tonikiem i mamy produkt 2w1. Dodatkowo kwas migdałowy nawilża, przyspiesza regenerację i ujednolica koloryt skóry. Skóra naczyniowa nigdy nie powinna zapominać o barierze lipidowej- tu z pomocą przychodzą skwalan i olej ze słodkich migdałów. Poniżej pełna lista, a więcej w zakładce składniki:

INCI: Aqua, Glycerin, Decyl Glucoside, Propanediol, Sambucus Nigra Flower Extract, Squalane, Prunus Amydgalus Dulcis Oil, Pantenol, Mandelic Acid, Cocamidopropyl Betaine, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Parfum.



Ze wszystkich płynów micelarnych Vianka ten u mnie zdecydowanie jest na pierwszym miejscu, chyba ze względu na to niskie pH i zawartość kwasu migdałowego, chociaż mam wrażenie, że odżywczy płyn chyba troszkę lepiej zmywał makijaż. Jak porównamy do Sylveco i Biolaven i odrzucimy kwestię zapachu, to wygra lipowy płyn Sylveco, ale po nim jako toniku z chęcią używałabym fioletowego Vianka :)

A jakie są Wasze ulubione płyny micelarne?

Buziaki

Ola

wtorek, 14 marca 2017

Podkład Naked Skin Urban Decay

Dzień dobry!

Jak już kiedyś wspominałam na blogu pojawią się recenzje i analizy składów kosmetyków, które nie nazywają się naturalnymi, a skład mają dobry, lub takie, do których składów można się przyczepić, ale jednak sprawdziły się i świat się nie zawali jeśli ich użyjemy. Jednym z takich kosmetyków jest podkład Urban Decay Naked Skin. Na pewno jest wegański, więc wszystkim miłośniczkom zwierząt  przypadnie do gustu. Czy miłośniczkom eko kosmetyków? Tego nie wiem, ale jedno jest pewne podkład jest bardzo dobry, trwały i sprawia, że wszyscy się pytają czy mam na skórze makijaż, bo nie widać, a niemożliwe, żeby skóra tak wyglądała bez podkładu.



Podkład ma rzadką, płynną konsystencję, po pierwszej warstwie nie ma mocnego krycia, ale bez problemu możemy je uzyskać dodając drugą (lub trzecią) warstwę. Po jednej warstwie skóra faktycznie wygląda "naked", ale jak po retuszu w Photoshopie- jest  gładka, promienista, z satynowym wykończeniem, nie klejącym, także czasami nie używam na niego pudru. Nie wiem jak w przypadku cer problematycznych, trądzikowych. Z lekkimi zaczerwienieniami sobie radzi, ale jeśli macie więcej do ukrycia pewnie będziecie musiały użyć korektora. Przez to, że jest rzadki trzeba go nakładać dość sporo (bo około 1-1,5 pompki), chociaż już przy niewielkiej ilości zdecydowanie poprawia wygląd skóry. Konsystencja też z drugiej strony jest plusem- podkład jest bardzo lekki, nie widać go na buzi, stapia się ze skórą. Pachnie tak trochę "chemicznie", ale delikatnie, więc na pewno nikomu nie będzie to przeszkadzać. Nie ma tu substancji zapachowych, więc zapach to po prostu wypadkowa składników zawartych w podkładzie, stąd to "chemiczne" skojarzenie. Podkład można nakładać palcami, ale zdecydowanie wolę gąbeczkę Beauty Blender, która mimo rzadkiej konsystencji kosmetyku nie pożera go w dużych ilościach. Kolejnym spostrzeżeniem jest to, że z Beauty Blendera ten podkład spiera się idealnie, nie zostaje na gąbeczce na wieki jak np. Revlon Colorstay, którego zmyć się nie da i prawdopodobnie tak samo nie domywa się ze skóry, tylko tego nie widzimy.



Jeśli chodzi o kolory to tutaj Urban Decay zadbał o to, żeby każdy mógł dobrać sobie odpowiedni kolor, w odpowiedniej tonacji. kolory z końcówką 5, czyli 0.5, 1.5 wpadają w różową tonację, a kolory z końcówką 0, czyli 1.0, 2.0 to złocisto, żółte, ciepłe odcienie. Także jeśli macie bardzo jasną cerę tak jak ja to zwróćcie na to uwagę i nie bierzcie 0.5 w nadziei, że jest jaśniejszy od 1.0, bo są one tak samo jasne tylko mają inną tonację.



Długa lista składników, w dodatku takich, które nie pojawiają się zbyt często sprawiła, że ciężko było przebrnąć przez analizę składu, jednak udało się, czego efekty możecie przeczytać poniżej. Na pierwszym miejscu woda- jest to dość rzadki podkład. Na drugim miejscu Cyclopentasiloxane- związek krzemu, czyli silikon, który wygładza skórę i sprawia, że aplikacja kosmetyku jest bardzo prosta. Ogólnie silikony są bezpieczne dla skóry, nie wywołują podrażnień i alergii, nie mają powinowactwa do skóry i nie wnikają w nią. To dobrze i niedobrze. W podkładzie dobrze, bo chodzi o wygładzenie, a nie wnikanie w skórę, ale jeśli w kremie zobaczymy ten składnik, to można się zacząć zastanawiać. Silikony także ze skóry ciężko zmyć, dlatego tak ważny jest wieczorny dokładny demakijaż, ale jak już wspomniałam wyżej niema z tym problemu. Butylene Glycol- glikol butylenowy wygładza, zmiękcza oraz zapobiega wysychaniu kosmetyku, uznany za bezpieczny w stężeniu do 50%, nierozcieńczony może podrażniać skórę i oczy, jednak nie przynosi żadnych korzyści skórze, może również zapychać pory. Cyclohexasiloxane to również emolient- silikon, tak jak Dimethicone, PEG/PPG-18/18 Dimethicone, Dimethicone/PEG-10/15 Crosspolymer, Dimethicone/Polyglycerin-3 Crosspolymer, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone. Isopropyl Titanium Triisostearate to składnik, który łączy bazę kosmetyku z pigmentami, umożliwia idealnie równomierne rozprowadzenie podkładu, zapobiega spływaniu makijażu i sprawia, że jest on trwały. Stężony może wywoływać podrażnienia skóry. Oprócz tego są jednak przyjemniejsze składniki: ekstrakt z liści zielonej herbaty i liczi, witamina E i C, Tribehenin- czyli naturalny wygładzający wosk, peptydy, kwas hialuronowy, które zapobiegają powstawaniu zmarszczek. Niestety są one w bardzo małych ilościach. Poniżej pełna lista, a więcej w zakładce składniki:

INCI: Aqua (Water/Eau), Cyclopentasiloxane, Butylene Glycol, Silica, Cyclohexasiloxane, Dimethicone, PEG/PPG-18/18 Dimethicone, Sodium Chloride, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Dimethicone/PEG-10/15 Crosspolymer, Isopropyl Titanium Triisostearate, Polysorbate 20, Glycerin, Tribehenin, Disodium Cocoyl Glutamate, Sodium Cocoyl Glutamate, Tocopheryl Acetate, Tetrahexyldecyl Ascorbate, Camellia Oleifera Leaf Extract, Carbomer, Polyglyceryl-4 Isostearate, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Hexyl Laurate, Sodium Hyaluronate, Litchi Chinensis Pericarp Extract, Palmitoyl Tetrapeptide-1, Palmitoyl Tetrapeptide-7, Propylene Glycol, Dipropylene Glycol, Sodium Citrate, Sodium Lactate, Tocopherol, Isopropyl Alcohol.

Wszystkie odcienie mogą zawierać:
CI 77891 (Titanium Dioxide), CI 77491/77492/77499 (Iron Oxides)





Podsumowanie

Plusy:

  • Bardzo trwały
  • Nie spływa
  • Nie zmienia koloru!!! uważam, że to wielka zaleta, ponieważ niektóre drogie podkłady posiadają taki feler
  • Nie widać go na skórze przy dłuższym użytkowaniu
  • Nie wysusza skóry
  • Idealny dla miłośniczek makijażu "no makeup"
  • Nie zapycha porów


Minusy:

  • Konsystencja mogłaby być ciut gęstsza, żeby podkład był wydajniejszy


Plus/minus:

  • Cena- dużo i niedużo, w Sephorze kosztuje 165 zł (polujcie na -20%), jak narazie najlepszy lekki podkład jaki miałam, lekkością porównywalny z Lancome Teint Miracle (179zł w Sephorze), ale o niebo lepszy
  • Skład- niby nie ma w nim nic szczególnego, większość to silikony, ale na skórze wygląda świetnie, nie zapycha porów i spiera się z Beauty Blendera, co daje mi nadzieje na to, że nie pozostaje na mojej skórze dopóki nie złuszczy mi się naskórek.


Ze względu na skład nie będę Was namawiać lub odradzać tego podkładu. Ja jestem z niego bardzo zadowolona i uważam, że jeśli coś jest dobre i fajnie się nam tego używa to nie dajmy się zwariować. Ja jestem z niego mega zadowolona i to jest najlepszy podkład jaki do tej pory miałam.

Miłego dnia :)

Ola