wtorek, 25 października 2016

Sposób na suche dłonie, czyli krem do rąk Culture Bio od Yves Rocher

Witajcie!

Jesień w pełni a wraz z nią wszystkie tego plusy i minusy. Musimy się cieplej ubierać, ale czy nie jest miło otulić się miękkim szalikiem? Powoli można wyciągać rękawiczki, ponieważ zwłaszcza rano, w drodze do szkoły czy pracy dłonie mogą nam już przemarznąć. Należy pamiętać, żeby przed wyjściem z domu posmarować je choćby odrobiną kremu, która utworzy warstwę ochronną przed zimnem i zapobiegnie wyparowaniu wody oraz wysuszeniu skóry. Ważne jest też dokładne osuszanie rąk po myciu. I to nie tylko jak zaraz pędzimy na dwór, ale także w pomieszczeniach, gdzie grzeją już grzejniki i powietrze jest bardzo suche- jeśli nie powycieramy dokładnie rąk odparowywanie wody jest większe niż gdybyśmy dokładnie je wytarły. Wysuszona skóra się szybciej starzeje, więc może to skłoni Was do pamiętania o czynności, która zajmie wam kilka sekund.



Kilka sekund dosłownie, bo znalazłam krem, którego niewielka ilość jest w stanie bardzo dobrze nawilżyć ręce, a jednocześnie nie pozostawia tłustej warstwy i nie klei się. Naprawdę chwilę po użyciu możecie siadać do komputera i gwarantuję, że nie przykleicie się do żadnej kartki papieru. Culture Bio od Yves Rocher to krem zawierający 98,9% składników naturalnych, a 13,5% z nich pochodzi z ekologicznych upraw. Kosmetyk posiada certyfikat Cosmebio i Ecocert, nie zawiera parabenów, barwników i oleju mineralnego.




Po analizie składu można by powiedzieć: taki mały kremik, a taka długa lista składników. Trochę tego jest i już na początku miałam pewne wątpliwości. Mirystynian Izopropylu (INCI Isopropyl Mirystate) na drugim miejscu w składzie może być różnego pochodzenia, ale skoro producent zapewnia, że 98,9% składników ma pochodzenie naturalne należy przyjąć, że ten na drugim miejscu w składzie też. Składnik ten tworzy okluzję na skórze i może być komedogenny, ale jeśli chodzi o skórę rąk to nie mamy się czego obawiać. Nie czepiam się konserwantów, bo wszystkie są dopuszczone przez Ecocert, zatem są uznane za bezpieczne, oczywiście w ograniczonych ilościach. Poza tym masło shea, gliceryna, olej rycynowy, ekstrakt z syropu klonowego, olej słonecznikowy i w ilościach poniżej 1% ekstrakt z owsa i kasztanowca.

Poniżej cała, długa lista składników, a więcej o każdym z nich tutaj:

INCI: Aqua/Water/Eau, Isopropyl Mirystate, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*, Glycerin, Glyceryl Stearate Citrate, Acer Sacharum (Maple Sugar) Extract*, Caprylic/Capric Triglyceryde, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Stearyl Alcohol, Mel/Honey/Miel, Hordeum Vulgare Stem Water*, Helianthus Annus (Sunflower) Seed Oil*, Glyceryl Stearate SE, Benzyl Alcohol, Cetyl Alcohol, Xanthan Gum, Parfum/Fragrance, Hydrogenated Castor Oil, Avena Sativa (Oat) Kernel Extract*, Sodium Benzoate, Zea Mays (Corn) Starch, Alcohol**, Salicylic Acid, Castanea Sativa (Chestnut) Seed Extract*, Citric Acid, Potassium Sorbate, Sodium Hydroxide.
* z organicznych upraw
**wytworzone przy użyciu organicznych składników


Jeśli byłby to krem do twarzy to zastanawiałabym czy te tworzące warstwę na skórze, zapychające pory składniki nie zaszkodzą skórze. Jednak jeśli jest to krem do rąk to warto go wypróbować ponieważ naprawdę spełnia swoje zadanie, skóra po nim jest gładka i nawilżona, a cudowną jego zaletą jest to, że ekspresowo się wchłania i nie pozostawia lepkiej warstwy. Zapomniałam jeszcze o cudownym zapachu tego kremu! Myślę, że teraz jest idealna pora na ten kremik ponieważ ma taki słodki zapach waniliowo-migdałowy, który mi kojarzy się ze świątecznymi wypiekami!

Cena to 17.90 zł za 50 ml na stronie Yves Rocher.

Dobrej nocy Kochani!

Ola

poniedziałek, 24 października 2016

Vianek - odżywczy żel myjący do twarzy z ekstraktem z miodunki

Witajcie Kochani!

Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić moją opinią na temat żelu do mycia twarzy od Vianka. Ostatnio pisałam o innym żelu do mycia (tymiankowym od Sylveco), więc postanowiłam, że napiszę teraz o tym żebyście miały porównanie. 



Jest to kosmetyk przeznaczony do każdego rodzaju skóry, bardzo łagodny, delikatny, a jednocześnie skuteczny. Doskonale zmywa makijaż, nawet mocny, nie wysusza skóry, pozostawia ją gładką i nawilżoną co jest spowodowane zawartością oleju z pestek moreli i lecytyny. Nie bez znaczenia jest też miód, który ma świetne działanie na skórę suchą. Ciekawym składnikiem jest ekstrakt z miodunki plamistej (INCI Pulmonaria Officinalis Extract), który zawiera minerały, flawonoidy, saponiny, garbniki, substancje śluzowe- wszystkie wpływają łagodząco na podrażnienia oraz przeciwzapalnie i dlatego żel jest bardzo delikatny. Dodatkowo zawiera witaminę C, karoten i doskonale zmywa skórę, więc jest również dodatkiem do delikatnych składników myjących występujących w składzie na początku (INCI: Lauryl Glucoside, Glycerin, Cocoamidopropyl Betaine, Decyl Glucoside). Muszę jeszcze wspomnieć o zapachu żelu, ponieważ jest przecudowny! Słodki, ale jednocześnie świeży, co sprawia, że zmywanie makijażu to sama przyjemność. 





Skład jak zwykle rozebrałam na czynniki pierwsze i z czystym sumieniem mogę Wam polecić. Więcej w zakładce składniki, a poniżej pełna lista:

INCI: Aqua, Lauryl Glucoside, Glycerin, Cocoamidopropyl Betaine, Decyl Glucoside, Pulmonaria Officinalis Extract, Mel Extract, Panthenol, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Hippophae Rhamnoides Oil, Lecithin, Glyceryl Oleate, Citric Acid, Sodium Benzoate, Parfum, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal



Moim zdaniem, tak jak producent napisał, kosmetyk nadaje się do każdego rodzaju skóry i jeśli nie macie swojego ulubionego produktu do demakijażu, ten na pewno spełni Wasze oczekiwania bez względu na to jaką cerę macie.

Dobrej nocy!

Ola

czwartek, 20 października 2016

Olej arganowy

Witajcie!

Ostatnio pisałam o oleju z baobabu, że porównywany jest do oleju arganowego i dzisiaj właśnie o nim chciałam napisać. Posiadam taki prosto z Maroka, przywieziony bezpośrednio od producenta, w 100 procentach naturalny, zimnotłoczony, bez dodatków zapachowych.  



Złoto Maroka- bo tak zwyczajowo mówi się na ten olej, wytłaczane jest z nasion drzewa arganowego Argania Spinosa. Drzewa te rosną głównie w Maroko, są przystosowane do bardzo trudnych warunków (pustynie i susze), zawsze zielone i długowieczne (niektóre żyją nawet 400 lat). Z tego też względu olej ma bardzo wiele dobroczynnych składników- jest to zazwyczaj reguła, że jeśli rośliny potrafią sobie radzić w trudnych warunkach, to surowce kosmetyczne pozyskiwane z nich mają bardzo dobry wpływ na skórę. Produkowany w Maroko jest od dawna, ale u nas stosunkowo niedawno pojawił się w wielu gałęziach przemysłu (spożywczym, kosmetycznym, fryzjerskim), a także w medycynie. Pamiętam na pierwszym roku studiów (a było to pięć lat temu) na chemii kosmetycznej rozmawiałyśmy z prowadzącą o oleju arganowym. Słyszałam o nim wtedy, ale nie był taki popularny. Prowadząca zajęcia powiedziała, że olej ten ma tyle właściwości, że firmy kosmetyczne i farmaceutyczne będą się prześcigać w produkcji czegokolwiek z olejem arganowym. I tak właściwie się stało niedługo po tym. Wtedy też kupiłam pierwszą buteleczkę i tak już do dziś zawsze muszę mieć go na półce.



Olej arganowy ma intensywnie żółty, słoneczny kolor, pachnie bardzo charakterystycznie orzechowo, Jest nie aż tak tłusty, szybko się wchłania w skórę, nie pozostawiając tłustego filmu i dlatego można go używać na umyte włosy (oczywiście w rozsądnych ilościach). Pozostawia skórę niezwykle gładką, aksamitną, przyjemną w dotyku, a to dzięki zawartości:

  • Kwasów tłuszczowych (m.in. linolowego, oleinowego, palmitynowego, które działają korzystnie na barierę lipidową skóry)
  • Tokoferolu- jest to bardzo silny antyoksydant, a tu znajdziemy go w naprawdę bardzo dużym stężeniu
  • Steroli- działających przeciwnowotworowo i naprawczo
  • Polifenoli- działających antyoksydacyjnie
  • Karotenoidów- zabezpieczają przed promieniowaniem słonecznym




Jak działa olej arganowy i do jakiej skóry może być używany?

Generalnie główne działanie to przeciwstarzeniowe i antyoksydacyjne, dlatego najczęściej jest to składnik kosmetyków do skóry dojrzałej, ale oprócz tego olej działa kojąco, łagodząco, natłuszczająco, nawilżająco, regenerująco, wygładza zmarszczki i zapobiega powstawaniu kolejnych, jest świetny do opalania oraz po nim, do cer suchych i alergicznych. Posiadaczki skóry tłustej również będą z niego zadowolone, ponieważ nie zapycha porów i reguluje wydzielanie sebum. Regeneracyjne i przeciwzapalne właściwości są wykorzystywane w niwelowaniu blizn- np. rozstępów. Jeśli macie problemy z atopową, łuszczącą się skórą spróbujcie koniecznie tego oleju. Oprócz aplikacji na skórę świetnie sprawdza się do pielęgnacji włosów- możemy go nałożyć w większej ilości na całą długość przed myciem jako maskę, zawinąć ręcznikiem i odczekać około pół godziny, ale także po myciu jako serum wetrzeć kroplę w końcówki i włosy na pewno nie będą wyglądały na tłuste- ja tak własnie często robię i nawet zniszczone końcówki po jakimś czasie będą w lepszej kondycji. Uwielbiam na tym oleju robić masaż twarzy- skóra po nim jest gładka, elastyczna, bardziej napięta, a rano budzimy się młodsze! Po jednym użyciu to może przesadziłam, ale podczas regularnego stosowania na pewno.

W kuchni stosuje się olej z prażonych nasion, jest on nieco ciemniejszy, ma także zapach orzechów i może być dodatkiem do sosów, sałatek i deserów. tak samo ma on wiele właściwości, korzystnie wpływa na układ krążenia, zapobiega powstawaniu nowotworów i ogólnie opóźnia proces starzenia się organizmu.

Jeszcze jedno, olej arganowy jest jednym z najdroższych olejów na świecie, dlatego bardzo uważajcie podczas kupowania, zwłaszcza przez internet. Czytajcie opinie o sklepach i nie dajcie się skusić na okazje, których cena znacznie odbiega od reszty produktów. 

Podzielcie się swoimi doświadczeniami z olejem arganowym, a jeśli nie mieliście, to koniecznie go wypróbujcie :)

Ola

środa, 19 października 2016

Naturalne kremy z Lidla na dzień i na noc

Cześć!

Dzisiaj mam dla Was przeanalizowane kremy, na które trafiłam przypadkiem w Lidlu. Kilka razy przechodziłam koło nich, ale nie zwróciły mojej uwagi, aż pewnego razu coś mnie tknęło żeby na nie spojrzeć. Od razu moją uwagę przykuł certyfikat NaTrue i już wiedziałam, że jakiś krem lidlowej marki Cien znajdzie się w moim koszyku. Kupiłam kremy na dzień i na noc z dziką różą, ponieważ przeznaczone są do cery suchej. Do mojej kolekcji trafił też krem do rąk z nagietkiem, ale o tym kiedy indziej.



Obydwa kremy mają taki sam zapach kwiatowy, ale mi niestety nie przypadł do gustu, ponieważ jest taki trochę męczący. Trudno, po rozsmarowaniu zapach szybko znika, więc można przeżyć. Krem na dzień jest odrobinę rzadszy od tego na noc, ale mają podobną konsystencję i tak samo się je rozsmarowują. Tak samo ciężko, bo obydwa kremy się mażą i bardzo opornie wnikają w skórę. Najlepiej jest je wklepać, chociaż to tylko niweluje białą poświatę, którą uzyskujemy podczas smarowania, ale czy wtedy kremy się wchłaniają to mam duże wątpliwości. Owszem skóra jest gładka po aplikacji, ale nieco klejąca i mam wrażenie, że kremy tylko tworzą warstwę na powierzchni skóry, a nic w nią nie wnika. Jeśli nałożymy trochę za dużo, skóra jest śliska i klejąca. Nie wiem czy te kremy mają wpływ na to, że ostatnio mam przesuszoną skórę (bo podejrzewam też żel do mycia twarzy o którym pisałam wczoraj), ale wydaje mi się, że jest to bardzo prawdopodobne.






Chociaż skład obydwu z nich jest pełen dobroczynnych olejów, nie jestem jednak do końca do niego przekonana. W kremie na dzień eter dikaprylowy (INCI Dicapryl Ether) znajdujący się na trzecim miejscu w składzie, może zapychać pory i to on odpowiada za tworzenie warstwy okluzyjnej. Oprócz tego całkiem sporo substancji zapachowych zupełnie niepotrzebnie, bo krem wcale ładnie nie pachnie. Za okluzję w kremie na noc odpowiedzialny jest składnik znajdujący się już na drugim miejscu zaraz po wodzie czyli trójgliceryd kaprylowo-kaprynowy (INCI Caprylic/Capric Triglyceride), który też może nie służyć skórze mającej tendencje do powstawania zaskórników. Jesteśmy w domu i wiemy dlaczego obydwa tak się kleją i nie chcą wchłaniać. Tu również cała masa substancji zapachowych. Wiem, że są one dopuszczone nawet przez różne eko-organizacje, ale można było trochę odpuścić.

Skład kremu na dzień:
INCI: Aqua, Helianthus Annus Seed Oil, Dicapryl Ether, Glycerin, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Rosa Canina Fruit Oil, Olea Europea Fruit Oil, Glyceryl Stearate, Tocopherol, Xanthan Gum, Ubiquinone, Phytic Acid, Citric Acid, Parfum, Linalool, Geraniol, Citronellol, Limonene, Benzyl Salicylate, Citral, Sodium Benzoate.

Skład kremu na noc:
INCI: Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Helianthus Annus Seed Oil, Persea Gratissima Oil, Cetearyl Alcohol, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Glyceryl Stearate Citrate, Rosa Canina Fruit Oil, Orbignya Oleifera Seed Oil, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Tocopherol, Xanthan Gum, Phytic Acid, Citric Acid, Parfum, Linalool, Geraniol, Ubiquinone, Citronellol, Limonene, Benzyl Salicylate, Citral, Sodium Benzoate.



Na pewno nie zużyję tych kremów do smarowania buzi, może zużyję je na ciało. Niestety nie polecam, chociaż cena była zachęcająca (około 7 zł za 50 ml) i myślałam, że certyfikat NaTrue daje gwarancję dobrego kosmetyku. Szkoda, ale pod lupę pójdą kolejne kosmetyki co mnie bardzo cieszy :)

Pozdrawiam Was serdecznie,

Ola

wtorek, 18 października 2016

Sylveco- tymiankowy żel do mycia twarzy

Witajcie kochani!

Dzisiaj krótka recenzja tymiankowego żelu do mycia twarzy od Sylveco. Jest to produkt przeznaczony do każdej skóry, a szczególnie wrażliwej i problematycznej, nie podrażnia, rozjaśnia i wygładza, reguluje wydzielanie sebum, złuszcza martwe komórki naskórka i reguluje odnowę jego komórek, łagodzi, koi i jednocześnie doskonale usuwa zanieczyszczenia. Tyle na opakowaniu, a jak jest w rzeczywistości?



W rzeczywistości żel ma odpowiednią konsystencję, dość intensywny i charakterystyczny, ale bardzo przyjemny tymiankowy zapach. Łatwo rozprowadza się na skórze, szybciutko i dokładnie rozpuszcza i zmywa makijaż. Kosmetyk praktycznie idealny, ale ja jednak dostrzegłam dwa minusy. Pierwszy z nich to taki, że podczas mycia lekko szczypią mnie oczy, ale może po prostu jest to efekt kwasu jabłkowego, więc taki minus to prawie nie minus. Niestety drugi z nich to taki, że po kilku użyciach czułam, że moja skóra jest lekko przesuszona, a po dłuższym stosowaniu pojawiło się uczucie ściągnięcia. Dawno już tego nie odczuwałam, więc poczułam głęboki smutek, ponieważ dobrze mi się zmywa tym żelem makijaż. Według producenta nadaje się on do cery łuszczącej się, zaczerwienionej i podrażnionej, więc zastanawiam się czy aby na pewno żel jest jedyną przyczyną, bo być może chodzi też o kremy, których obecnie używam i mam wrażenie, że one w ogóle nie wsiąkają w skórę. Także daję jeszcze szansę tymiankowemu żelowi i nie skreślam go, ale myślę, że posiadaczki cery mieszanej będą bardziej z niego zadowolone.




Zwłaszcza, ze skład jest krótki, ale skuteczny. Zapach tymianku zawdzięczamy olejkowi tymiankowemu, ale także ekstrakt z tymianku ma właściwości łagodzące, oczyszczające i tonizujące, nadaje się doskonale do kosmetyków przeznaczonych do cery wrażliwej, zaczerwienionej, podrażnionej, a także trądzikowej. Składnikiem aktywnym jest również kwas jabłkowy, który reguluje wydzielanie sebum, złuszcza martwy naskórek i reguluje proces rogowacenia, zmiękcza, nawilża, wygładza, a także delikatnie rozjaśnia. Kwaśne środowisko powoduje niwelowanie rozwoju patogenów, co ma znaczenie przy skórze trądzikowej. Poniżej skład INCI, a o poszczególnych składnikach możecie przeczytać w zakładce składniki. Ja do żadnego nie mam zastrzeżeń.

INCI: Aqua, Lauryl Glucoside, Glycerin, Thymus Vulgaris Extract, Panthenol, Sodium Bicarbonate, Malic Acid, Sodium Benzoate, Thymus vulgaris (Thyme) Oil.

Cena to około 18 zł za 150 ml.

Dobrej nocy!

Ola

poniedziałek, 17 października 2016

Złoto z Afryki, czyli olej z baobabu

Witajcie Kochani!

Dzisiaj zgodnie z instagramową zapowiedzią chciałabym się podzielić z Wami opinią na temat kosmetyku, który niedawno wpadł mi w ręce, a mianowicie oleju z baobabu. Mój olej jest od firmy Your Natural Side, która ma w ofercie wiele rodzajów oleju w różnych pojemnościach, przeróżne glinki, masła, mydła i hydrolaty. Kupiłam go na stronie Mintishop (15,99 zł za 10 ml), którą również uwielbiam nie tylko za urocze opakowania i słodki upominek w postaci cukierka-krówki, ale przede wszystkim za błyskawiczną przesyłkę oraz informacje dotyczące przesyłki- cały czas wiemy co się z nią dzieje.



Olej z baobabu (INCI: Adansonia Digitata Seed Oil) pozyskiwany jest z nasion owoców drzewa o tej samej nazwie, a ten od YNS pochodzi z Kenii. Ma żółto-złoty kolor i orzechowy, dość intensywny, ale nie uciążliwy zapach. Nie jest tłusty (jak na olej), bardzo dobrze się rozprowadza- już dwie-trzy krople wystarczą nam na posmarowanie buzi i bardzo szybko wsiąka w skórę, nie pozostawiając tłustego filmu. Moim zdaniem bez obaw można go nałożyć pod makijaż. Ogromnym plusem jest też opakowanie- gdyby nie było pipetki 10 ml oleju zniknęłoby w kilka dni, a dzięki niej olej jest bardzo wydajny ponieważ możemy go aplikować dokładnie tyle ile potrzeba i nic się nie zmarnuje.



Najważniejszymi cennymi substancjami zawartymi w oleju są nasycone i nienasycone kwasy tłuszczowe. Pierwsze z nich działają ochronnie na skórę, zmiękczają ją i wygładzają, natomiast drugie regulują czynności skóry, odbudowują płaszcz lipidowy. Oprócz tego znajdziemy w nim też witaminy A, E i D.



Jak działa olej z baobabu:

  • Nawilżająco i regenerująco- dzięki zawartości kwasów tłuszczowych zapobiega odparowywaniu wody ze skóry, a także wbudowuje się w jej strukturę, dzięki czemu widoczna jest poprawa stanu skóry suchej, szorstkiej i atopowej, wspomaga również proces gojenia ran, a także niweluje blizny i rozstępy
  • Przeciwstarzeniowo- wysoka zawartość kwasów tłuszczowych powodująca poprawę kondycji i odbudowę skóry, powoduje, że dłużej zachowuje ona jędrność i elastyczność, a tym smym opóżnia się proces starzenia się
  • Ochronnie- tworzy barierę ochronną na skórze, dlatego może być używany również w zimie, podczas wiatru i mrozów oraz do skóry wrażliwej i alergicznej
  • Normalizująco- reguluje proces powstawania sebum, nie jest tłusty i nie tworzy tłustego filmu zatem może być stosowany przez posiadaczy skór tłustych, lub trądzikowych, które bardzo często mimo intensywnego wydzielania sebum są przesuszone
  • Leczniczo- przy stanach chorobowych skóry takich jak egzema, atopowe zapalenie skóry i łuszczyca (jeśli oczywiście lekarz wyrazi na to zgodę)
  • Przeciwzapalnie- może być stosowany na oparzenia słoneczne
  • Antyoksydacyjnie- poprzez neutralizację wolnych rodników zapobiega starzeniu się

Jak stosować?
Na skórę, włosy i paznokcie. Może być używany zamiast kremu lub jako dodatek do niego, na wieczór jako serum, do masażu twarzy, ale tu radziłabym zmieszać go z jakimś bardziej tłustym olejem, ponieważ bardzo szybko się wchłania. Jeśli chodzi o włosy to można zarówno przed myciem na całe włosy jak i po na same końcówki. Jeśli chcemy zregenerować suche dłonie to również ten olej będzie rewelacyjny po pierwsze ze względu na swoje właściwości, a po drugie, że zaraz możemy wracać do pracy i nie zatłuścimy komputera, telefonu i wszystkich papierów jakie mamy na biurku.




Myślę, że olej z baobabu nadaje się do skóry całego ciała, ale mam go tak malutko, że ani myślę smarować się nim cała, bo zaraz by mi się skończył. Od dwóch tygodni używam go na noc na twarz i wsmarowuję dość mocno żeby pobudzić trochę skórę do pracy. Bezpośrednio po aplikacji skóra jest gładka, nie świeci się i sprawia wrażenie odżywionej, ale to co dzieje się ze skórą rano przechodzi moje wyobrażenia o dobrym produkcie na noc. Już po dwóch użyciach skóra jest zauważalnie miększa, gładsza, bardziej napięta i wypoczęta. Olej wyraźnie wchłania się w skórę i w niej działa, a rano również nie ma widocznego błyszczenia czy świecenia się. Ostatnio miałam trochę przesuszoną skórę od żelu do mycia twarzy, ale po dwóch tygodniach już o tym zapomniałam. Także moje włosy polubiły się bardzo z baobabem, podobnie jak z olejem arganowym do którego ten olej jest porównywany, a nawet mówi się, że jego działanie jest silniejsze.

Moim zdaniem must have!

Dobrej nocy!

Ola

niedziela, 16 października 2016

Co kosmetologia ma wspólnego z grzybami?

Witajcie kochani!

Piątkowe grzybobranie skłoniło mnie do tego, żeby napisać Wam kilka słów o tym jak grzyby wykorzystywane są w kosmetyce i co cennego się w nich zawiera. Co prawda w lesie znajdowały się tylko podgrzybki, ale jest cały szereg gatunków, z których warto korzystać i nie trzeba wcale iść do lasu. Na początku od razu przestrzegam, jeśli chcecie iść do lasu, a nie znacie się na grzybach lepiej sobie odpuścić, a grzyby kupić w sklepie, bo jak wiadomo dostaniemy tam nie tylko pieczarki (a i te mają sporo nam do zaoferowania). 



Czy kupowane grzyby nie są gorsze niż te z lasu?
W supermarketach oprócz pieczarek najczęściej możemy spotkać boczniaki i kurki pochodzące z hodowli. Hodowle te są na pewno w mniejszy lub większy sposób kontrolowane, na pewno bada się skład chemiczny grzybów pod kątem substancji w nich zawartych. O grzybach mówi się, że są oczyszczalnią lasu, ponieważ bardzo intensywnie chłoną zanieczyszczenia, w tym metale ciężkie. Czy mamy pewność, że w zebranych przez nas grzybach w lesie nie ma metali ciężkich? W stu procentach nie. Jeśli jest to miejsce daleko od miasta, dróg i fabryk raczej nie musimy się przejmować, ale jeśli kupujemy zebrane grzyby od grzybiarza na targu to takiej pewności nie ma. Nie wspomnę, że w takiej sytuacji trzeba się też dobrze na grzybach znać. Myślę, że z grzyby kupowane nawet w supermarkecie (nie mówię, że w jakimś luksusowym sklepie ze zdrową żywnością) są całkowicie bezpieczne.

A dlaczego warto, o tym za chwilę.

Jak wiadomo, grzyby są ciężkostrawne, nie podaje się ich dzieciom, a niektórzy dorośli mogą źle tolerować nawet niewielkie ilości grzybów. Jak ze wszystkim trzeba mieć umiar, ale nawet niewielka ilość zawiera wiele składników odżywczych. Nie wiem czemu kiedyś się mówiło, że np. pieczarki nie zawierają nic szczególnego, że głównie składają się z wody, a okazuje się, że wszystkie grzyby jadalne w tym pieczarka zawierają szereg odżywczych substancji:

  • Mikro i makroelementy takie jak miedź, cynk, magnez i selen
  • Antyoksydanty zapobiegające starzeniu się organizmu
  • Witaminy z grupy B, C, D, E
  • Wielocukry, które wzmacniają organizm



Pieczarki są raczej popularnym składnikiem wielu dań i oprócz składników wymienionych powyżej zawierają szczególnie dużo witaminy D, selen żelazo i fosfor, tryptofan mający właściwości antydepresyjne, pieczarki wspomagają odchudzanie, zwiększają odporność i zawierają dużo białka, zatem mogą zastąpić mięso w diecie. Wspomniałam również o kurce i boczniaku, które z łatwością dostaniemy w sklepach. Oprócz składników wymienionych wyżej boczniaki zawierają substancję obniżającą poziom cholesterolu we krwi- lowastatynę, która jest powszechnie używana do produkcji leków przeciwmiażdżycowych, a także dużo niezbędnych aminokwasów, wapń, potas i sód, obniżają poziom cukru we krwi, mają właściwości przeciwstarzeniowe (dzięki ergotioneinie, która nie traci swoich właściwości nawet podczas gotowania) i antynowotworowe. Natomiast kurka zawiera bardzo dużo β-karotenu, co ciekawe więcej niż pomidor czy marchew.



W kosmetologii i produkcji kosmetyków również wykorzystuje się grzyby, co prawda często  gatunki nie występujące u nas, ale jednak. Z niektórych grzybów pozyskuje się ceramidy, niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe, kwasy mlekowy i azelainowy, ale także białka, aminokwasy i dodaje się jako składniki kosmetyków przeznaczonych do wielu typu cer.  Być może nawet i w Waszych kosmetykach znajdują się składniki pochodzenia grzybowego, ponieważ dzisiejsza technologia z łatwością potrafi sobie poradzić z izolowaniem takich składników z roślin i grzybów.

Mam nadzieję, że chociaż trochę zachęciłam Was do spożywania grzybów, a ciekawe przepisy bez problemu znajdziecie w internecie, a może macie jakieś ciekawe, którymi chcielibyście się podzielić? Jeśli tak to piszcie!

Miłej niedzieli!

Ola

piątek, 14 października 2016

Fluor w pastach do zębów. Lekarstwo czy trucizna?

Witajcie Kochani!

Wybaczcie tą przerwę, ale w ostatnim tygodniu miałam dużo pracy związanej z małym przedsięwzięciem, o którym na pewno niedługo się dowiecie. Dzisiaj kontynuuję temat zaczęty ostatnim razem. Pisałam o paście do zębów Sante, ale zawartość fluoru w niej skłoniła mnie do dalszego rozwikłania zagadki tego składnika. Chciałabym podzielić się z Wami informacjami jakie znalazłam tak żebyście nie musieli przekopywać internetu żeby czegoś na ten temat się jeszcze dowiedzieć.

Od początku.

Fluor to pierwiastek chemiczny występujący naturalnie w przyrodzie i ma postać gazu o zapachu podobnym do chloru i jest silnie trujący. Tak samo jak inne substancje zawierające fluor. Nie musimy kopać w internecie żeby znaleźć takie informacje, ponieważ już z samej Wikipedii możemy się dowiedzieć, że fluor "zaburza procesy enzymatyczne w komórkach, przemianę węglowodanów, lipidów oraz syntezę hormonów, działa żrąco powodując martwice (...), łatwo wchłania się przez drogi oddechowe i pokarmowe (...), po podaniu doustnym w dużych stężeniach powoduje zatrucia ostre". Nie chcecie wiedzieć jakie są objawy takiego zatrucia. Wystąpić może również zatrucie przewlekłe, które spowodowane jest częstym podawaniem małych dawek- tu objawy nie są aż tak drastyczne, ale niewidoczne gołym okiem i ciężkie do powiązania z zatruciem- zaburzenia w uwapnieniu kości i zmniejszenie ruchliwości.

W pastach do zębów najczęściej mamy do czynienia z fluorkiem sodu czyli INCI: Sodium Fluoride. Generalnie większość past go zawiera, chyba, że jest to pasta, która aż krzyczy tym, ze nie zawiera fluoru. O fluorku sodu również możemy się dowiedzieć nawet z Wikipedii, że jest on toksyczny, że stosowano go jako środek na insekty (głównie karaluchy), do impregnowania drewna, w produkcji pestycydów (dlatego może znaleźć się w żywności), do dezynfekcji jako środek bakteriobójczy. Powszechnie używany w pastach do zębów jako środek zapobiegający próchnicy oraz do fluoryzacji wody.

Możemy również znaleźć informację, że fluorek sodu zawarty w produktach do domowego użytku (pasta i fluorowana woda) nie są szkodliwe, a najczęściej zatrucia fluorem spowodowane są przypadkowym spożyciem pestycydów (rozumiem, może się zdarzyć).

Oczywiście oprócz Wikipedii są inne źródła. W bazie danych PubChem o fluorku sodu, w zakładce bezpieczeństwo znajdziemy szereg informacji jakie powoduje ta substancja: jest toksyczna po połknięciu (co budzi największe kontrowersje jeśli chodzi o pastę do zębów), powoduje poparzenia, może uszkodzić wzrok, podejrzewa się, że może powodować wady genetyczne, uszkadzać organy wewnętrzne. Oczywiście dotyczy to stężonej substancji, a pamiętajmy, że wszystko może być trucizną, jeżeli ma nieodpowiednią dawkę. Jeśli wypijemy kilka litrów kawy, na pewno skutki mogą być opłakane, co nie znaczy, że fluor w małych dawkach jest bezpieczny, bo tego nikt nigdzie nie potwierdza.

Bardzo ciekawy artykuł (z podanymi źródłami) o fluorze, fluorowaniu wody pitnej (celem likwidowania próchnicy) i fluorze w paście do zębów znalazłam tutaj. Możemy tam przeczytać o sprzecznych informacjach, błędach w ustawodawstwie i o tym, że fluor może być narzędziem kontroli nad ludźmi (!). Nie wiem czy brać do tak dosłownie, czy w to wierzyć czy nie, ale w każdej plotce jest ziarno prawdy i jeśli nie ma jednoznacznych informacji, to raczej zawsze znaczy, że coś jest nie tak. Autor podaje przykład państw, w których zaprzestano fluorowania wody, a skala próchnicy nie zmieniła się, zatem po co to robić?

Pamiętam fluorowanie zębów w szkole podstawowej i owszem nie mam próchnicy, odpukać nic z zębami mi się nie dzieje, a słyszałam, że teraz w szkołach nie ma fluoryzowania zębów, nie ma nawet dentysty i bardzo dużo dzieci ma problemy z próchnicą. Czy jest jakiś związek? Może tak, może nie, trzeba wziąć pod uwagę również inne czynniki, takie jak żywność, która zawiera cukier, soki, napoje... Pewnie całej prawdy ani ja ani Wy się nie dowiemy, ale warto zwrócić uwagę, żeby dokładnie płukać zęby po myciu i nie dawać szansy dodatkowym cząsteczkom fluoru przedostania się do naszego organizmu poprzez połknięcie.

Tyle w tym temacie, jeśli wiecie coś więcej koniecznie dajcie znać :)

Ola

czwartek, 6 października 2016

Pasta do zębów Sante Naturkosmetik

Witajcie!
Dzisiaj chciałabym się podzielić moją opinią i analizą pasty do zębów firmy Sante. Jak wiadomo nie tylko kosmetyki mogą zawierać szkodliwe składniki, pasty do zębów też, a przecież pasta ma kontakt z naszą jamą ustną, możemy ją połknąć, nie wypłukać dokładnie zębów i co? To nie krem, który w skórę wsiąknie albo nie i który rano czy wieczorem zmyjemy. Co prawda skóra jest największym narządem człowieka, ale drogą pokarmową na pewno łatwiej jest się zatruć niż przez skórę.



Nie chcę Was niczym straszyć, bo nie o to tutaj chodzi, ale warto zwrócić uwagę na to co zawierają nasze pasty. Kupiłam pastę Sante jakoś tak przypadkiem, bo wiem, że raczej produkują dobre kosmetyki. Wypróbowałam, myje zęby dokładnie, są one gładkie, bez osadu, także pasta spełnia swoje zadanie. Ma trochę dziwny jak dla mnie słony smak (to przez sól morską na czwartym miejscu w składzie) i jest słabo miętowa (ale jestem przyzwyczajona do tradycyjnych past i może to dlatego, że tu są tylko dwa naturalne ekstrakty: z mięty i szałwii, co prawda jest w INCI Aroma, ale co się tam kryje to nie mam zielonego pojęcia).




Pasta ma certyfikat NaTrue, Peta oraz zawiera składniki z kontrolowanych ekologicznych upraw. I wszystko byłoby okej gdyby nie nieszczęsny fluor, czyli Sodium Fluoride. Co prawda jak byk na opakowaniu z przodu jest napisane po niemiecku "mit fluorid", ale kiedy wszyscy krzyczą, że fluor jest bardzo szkodliwy, wręcz toksyczny po co dodawać go do pasty? Wiem, że to niby dla zdrowia naszych zębów, ale czy aby na pewno? Jest bardzo dużo informacji na temat fluoru, wiele lat, wiele badań, ale żadnych jednoznacznych wyjaśnień. Powiem Wam szczerze, że przeczytałam na ten temat sporo artykułów i większość mówi o szkodliwości, a jednocześnie praktycznie każda tradycyjna pasta go zawiera.



Pełny skład poniżej, a każdy składnik w zakładce składniki.

INCI: Glycerin, Aqua, Hydrated Silica, Maris Sal, Xylitol, Aroma, Disodium Cocoyl Glutamate, Sodium Cocoyl Glutamate, Xanthan Gum, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract, Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Extract, Algin, Sodium Fluoride, Alcohol, Limonene, CI 77891 (Titanium Dioxide).



Zatem temat na jutro: fluor w pastach do zębów.

Pozdrawiam 

Ola

wtorek, 4 października 2016

Olej sezamowy z Ecospa

Witajcie!

Moda na używanie oleju w celach kosmetycznych trwa i trwać będzie, ponieważ właściwości wielu z nich są lepsze niż niejednego kosmetyku pielęgnacyjnego. Dzisiaj chciałabym przybliżyć Wam właściwości i dzianie oleju sezamowego (INCI: Sesamum indicum Oil). 



Olej sezamowy od wieków znany jest ze swoich dobroczynnych właściwości oraz cennych dla organizmu składników. Jest używany nie tylko w kosmetyce, ale także w kuchni i lecznictwie. Sesamum indicum L. czyli sezam indyjski lub wschodni, to oleista roślina uprawna. Jej uprawy znajdują się głównie w Indiach i Chinach, ale także w Meksyku i Afryce Środkowej. Z rośliny wykorzystuje się nie tylko nasiona, które można użyć bezpośrednio lub wytłoczyć z nich olej, ale także kwiaty, z których pozyskuje się olejek eteryczny (później jako składnik perfum) oraz liście, które w ludowej medycynie indyjskiej służą do leczenia chorób skóry.


Wykorzystanie kulinarne
W kuchni używa się oleju głównie jako dodatek do sałatek, ponieważ powinien być używany na zimno (podgrzewany traci swoje właściwości). Ma intensywny smak i aromat sezamu, dlatego nawet niewielka jego ilość potrafi zmienić smak potrawy, oczywiście na plus. To co pozostaje po wytłoczeniu oleju wykorzystywane jest w kuchni orientalnej. Całe nasiona używa się też w piekarnictwie i cukiernictwie do wyrobu chleba, ciast, sezamków i oczywiście chałwy. Ja uwielbiam jeszcze jedną rzecz, która zawiera sezam. Jest to pasta do smarowania o nazwie hummus, pochodząca z bliskiego wschodu. Co prawda głównie składa się z ciecierzycy, ale dodaje się tam pastę sezamową (tahini), którą można samemu przygotować w domu z nasion sezamu. Jeśli nie próbowaliście to musicie spróbować koniecznie! Co ważne, spożywany olej sezamowy ma właściwości antynowotworowe oraz obniżające poziom cholesterolu we krwi co zapobiega rozwojowi miażdżycy. Należy jednak pamiętać, że sezam może powodować alergię pokarmową, która w ciężkich przypadkach powoduje wstrząs anafilaktyczny. Pewnie nie raz spotkaliście się z tym, że na opakowaniu ciastek, batoników czy innych spożywczych produktów jest napisane: "Może zawierać śladowe ilości sezamu".



Zastosowanie w kosmetyce
Tak jak wspomniałam wcześniej wykorzystuje się olejek eteryczny z kwiatów oraz olej pozyskany z nasion. Olej ten można używać bezpośrednio, lub jako składnik kremów, balsamów, produktów do pielęgnacji włosów. Bezpośrednie zastosowanie też jest bardzo szerokie, ponieważ możemy pielęgnować nim skórę, włosy i paznokcie. Działa on łagodząco, wzmacniająco, regenerująco, przeciwstarzeniowo- zmiękcza i uelastycznia skórę, reguluje pracę gruczołów łojowych i ma właściwości antybakteryjne, dlatego może być stosowany do cery tłustej. Dzięki zawartym przeciwutleniaczom, jest to niezwykle odporny na jełczenie olej i przez długi czas od otwarcia nie ma obaw, że olej się nam zepsuje. Zawiera naturalny filtr przeciwsłoneczny o wartości około 3-4, dlatego warto zwrócić na niego uwagę podczas kupowania produktów do opalania. Bez obaw może być stosowany do wrażliwej skóry dzieci. Jeśli chodzi o włosy to je regeneruje, nawilża, natłuszcza, sprawia, że są błyszczące i się nie puszą (co bardzo mnie ucieszyło).



Co zawiera olej sezamowy?

  • Nienasycone kwasy tłuszczowe (głównie linolowy)- działające zmiękczająco, regenerująco, likwidują suchość, szorstkość skóry.
  • Witaminy E i K.
  • Sezaminę i sezamolinę- przeciwutleniacze zapobiegające starzeniu się.


Ja swój olejek kupiłam na stronie Ecospa i tam właśnie możecie go dostać. Cena nie jest wysoka bo tylko 8,50 zł za 50 ml. Ja używałam go do masażu twarzy, do demakijażu oraz olejowania włosów i tu sprawdził się rewelacyjnie.

Jeśli nie olejku, to spróbujcie najpierw hummusu, a wtedy olej sezamowy wypróbujecie na pewno :)

Buziaki!

Ola

poniedziałek, 3 października 2016

Krem do ciała z granatem od Alterry

Witajcie Kochani!

Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić opinią na temat kremu do ciała z granatem firmy Alterra. Jak większość kosmetyków z granatem ten również przypadł mi do gustu. Nie będę się długo rozpisywać, ponieważ o "granatowych" kosmetykach mogłyście już czytać nie raz, a skład właściwie różni się proporcjami i drobnymi różnicami w składnikach. 


Piękny zapach, przyjemna konsystencja, nie za rzadka, nie za gęsta i szybkie wchłanianie to zalety, które można zauważyć już po kilku użyciach, ale stosowany przez dłuższy czas zdecydowanie poprawia kondycję skóry. Przeznaczony jest według producenta do skóry bardzo suchej, ale ja uważam, że jeśli macie skórę bardzo szorstką i łuszczącą się to ten krem może sobie z nią nie poradzić- chociaż nie odradzam, bo ja mam skórę suchą i u mnie się sprawdził. Dlaczego więc mam wątpliwości? Otóż skóra chłonie ten krem na potęgę, wchłania się błyskawicznie i mam wrażenie, że jeśli ktoś by miał skórę bardziej suchą niż ja to ten krem starczyłby na bardzo krótki czas, mimo iż jest go całkiem sporo bo 200ml. Krem też nie pozostawia tłustego filmu i nie wiem czy bardzo suche skóry nie potrzebują większej ochrony. Szybkie wchłanianie skutkuje szybkim działaniem, bo zapewne po kilku dniach zauważycie, że skóra nie swędzi i nie domaga się smarowania natychmiast po prysznicu. Posiadaczki skóry normalnej, również powinny być zadowolone z tego kosmetyku, ponieważ skład jest rewelacyjny, naturalny, bogaty we wszystko czego potrzeba skórze, a także wygładza i zmiękcza.



Jeśli chodzi o skład to poniżej podaję pełną listę, a o każdym ze składników możecie przeczytać w zakładce składniki. Za dobroczynne działanie na suchą skórę odpowiadają masło shea, oliwa z oliwek, olej słonecznikowy i olej z pestek granatu, które są w kremie w bardzo dużych ilościach. Większość składników pochodzi z kontrolowanych certyfikowanych upraw, a sam kosmetyk posiada certyfikat NaTrue i jest odpowiedni dla wegan.


INCI: Aqua, Butyrospermum Parkii Butter*, Olea Europaea Fruit Oil*, Glycerin, Myristyl Alcohol, Alcohol*, Glyceryl Stearate Citrate, Sodium PCA, Helianthus Anuus Hybrid Oil*, Punica Granatum Seed Oil*, Punica Granatum Fruit Extract*, Xanthan Gum, Tocopherol, Helianthus Anuus Seed Oil, Ascorbyl Palmitate, Parfum**, Linalool**, Limonene**, Geraniol**, Citronellol**, Citral**, Farnesol**.
*z rolnictwa ekologicznego.
**składniki naturalnych olejków eterycznych.




Miłego wieczoru!

Ola

Czarnuszka siewna

Ostatnimi czasy możemy znaleźć bardzo dużo kosmetyków z czarnuszką, a dokładniej z olejem z niej wyprodukowanym. Od dawna używam jej w kuchni jako przyprawy, ponieważ dodaje potrawom (zwłaszcza zupom) przyjemnej ostrości. Koniecznie musicie spróbować jeśli jej nie używacie, nie tylko ze względu na walory smakowe, ale i na właściwości. Zainteresowana tym co czarnuszka kryje w sobie poszukałam trochę informacji na ten temat i na pewno w niedługim czasie kupie olej z czarnuszki w celach kosmetycznych, o czym na pewno będziecie mogli przeczytać na blogu. Obecnie używam olejowej maski do włosów firmy Nacomi, która zawiera głównie olej z czarnuszki, ale to dopiero początek więc o tym za jakiś czas.



Trochę faktów
Czarnuszka siewna (Nigella sativa) to roślina jednoroczna, uprawiana w południowej Europie, Azji i Afryce. Na pewno kojarzycie jasnoniebieskie kwiaty tej rośliny, ponieważ u nas rośnie na polach i łąkach jako chwast. Kwitnie od maja do września i po kwitnieniu zbiera się surowiec czyli nasiona czarnuszki, które mogą posłużyć bezpośrednio lub do produkcji oleju. Już w starożytnym Egipcie znane były właściwości oleju z czarnuszki, ponieważ podobno używała jej sama Kleopatra. Ostatnimi czasy nieco zapomniana, teraz przeżywa swój renesans. I  słusznie.



Najczęściej bezpośrednio nasion czarnuszki używa się w kuchni jako przyprawa (ze względu na ostry smak może być zamiennikiem pieprzu), dodatek do alkoholi (np. nalewek) lub do kiszenia produktów. W medycynie naturalnej używa się rozdrobniony nasion czarnuszki do naparu, który działa w chorobach wątroby i nerek, ale także działa korzystnie na układ trawienny. Obniża poziom cholesterolu we krwi, dzięki czemu zapobiega powstawaniu miażdżycy. Działanie przeciwbakteryjne i przeciwzapalne wykorzystuje się w czasie przeziębienia, grypy oraz przy osłabieniu organizmu. Jeśli chodzi o działanie na skórę, to tutaj można wykorzystać napary, odwary i przede wszystkim olej. W stanach zapalnych skóry, alergii, egzemie, łuszczycy można wykorzystać działanie łagodzące, przeciwzapalne, antyoksydacyjne, co powoduje szybsze gojenie się skóry i łagodzenie zmian chorobowych lub szybszy powrót do zdrowia. Kosmetyczne właściwości można wykorzystać do poprawienia stanu skóry, włosów i paznokci, bowiem czarnuszka ma działanie przeciwutleniające, zmiękczające, wygładzające, opóźniające proces starzenia. Może być także stosowany do skór tłustych, a włosów borykających się z łupieżem. Podczas masażu można wykorzystać nie tylko działanie na skórę, ale także na zmysły, ponieważ charakterystyczny korzenny zapach na pewno może przypaść do gustu.



Olej z czarnuszki- co zawiera?
  • Około 80% Niezbędnych Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych
  • Olejek eteryczny  
  • Aminokwasy
  • Białka
  • Węglowodany 
  • Witaminy A, z gr. B, C i PP 
  • Minerały (Ca, K, Fe, Mg, Se, Zn)
Za jakiś czas sprawdzę na własnej skórze i włosach działanie czarnuszki i opiszę moje doświadczenia z olejem, a jako przyprawę mogę Wam ją polecić już dzisiaj, bez żadnego zawahania.

Dobrej nocy 

Ola